Europejska komisarz ds. równości Helena Dalli, występując na konferencji wspólnie z wiceprzewodniczącą Komisji Europejskiej Verą Yourovą oznajmiła, że "wszyscy w Unii powinni czuć się bezpieczni i wolni, bez strachu przed dyskryminacją czy przemocą, ze względu na orientację seksualną, tożsamość płciową, ekspresję płciową, cechy płciowe i wciąż jesteśmy daleko od pełnej inkluzywności i akceptacji, na jakie zasługują osoby LGBTiQ". Jak Pan to ocenia?
Paweł Lisicki: No cóż, oceniam to jako klasyczny przykład europejskiego bełkotu i propagandy, która zagościła niestety w instytucjach unijnych. Dlaczego te prawa i specjalne traktowanie ma przysługiwać akurat osobom LGBTiQ, a nie innym osobom? Wielu Polaków wyznających tradycyjne wartości regularnie może czuć, że są wyszydzani, wyśmiewani, że atakuje się ich wartości i symbole. Bardzo szkoda, że Unia Europejska zamiast bronić tego, co jest fundamentem Europy, idzie w kierunku rewolucjonizowania i rewoltowania naszego kontynentu.
Coraz częściej mówi się, że przyznanie środków z Unii Europejskiej będzie powiązane z praworządnością. Istnieje obawa, że jako tę praworządność rozumie się np. prawa LGBT.
No właśnie, wygląda na to, że od czasu, gdy Polska 16 lat temu wstępowała do Unii Europejskiej, Unia ewoluowała w bardzo złym kierunku. Ze wspólnoty różnorodnych ojczyzn coraz bardziej zaczyna zmieniać się w przedsięwzięcie ideologiczne, w którym dominują różnego rodzaju lewicowe projekty i w którym ma miejsce próba narzucenia inaczej myślącym jedynie słusznej ideologii. Tak jest w przypadku tych pomysłów dotyczących LGBTQ, gdzie wszyscy mają akceptować wyrażanie swojej orientacji bądź jeszcze innych rzeczy, nawet gdy kłóci się to z powszechnymi obyczajami, tradycją, tym co zostało odziedziczone. W tej sytuacji, w której mamy do czynienia z coraz silniejszą agresją ideologiczną ze strony przynajmniej części elit europejskich, problem polega na tym, że elity te kontrolują większość instytucji unijnych, trzeba bardzo głęboko przemyśleć, co z tego powinno wynikać dla Polski. Moim zdaniem jest granica non possumus.
Co jest tą granicą?
Jest nią próba ingerencji i wymuszania na Polsce postępowania sprzecznego z naszym kodem kulturowym i dziedzictwem. Gdyby to, co mówi pani komisarz miało stać się wiążące dla Polski, nasz kraj w żadnym razie nie powinien się na to godzić. W żadnym razie, czyli za cenę także odcięcia środków, a nawet opuszczenia Unii Europejskiej. Takie jest przynajmniej moje zdanie.
W tę lewicową narrację wpisuje się też wielu samorządowców. "Tam, gdzie nie ma dialogu i tolerancji, pojawiają się nienawiść i agresja. Wraz z samorządowcami z Polski i Europy wyrażamy solidarność z ofiarami dyskryminacji. 16.11, w Międzynarodowy Dzień Tolerancji, podświetlimy w tęczowych barwach reprezentacyjne budynki w naszych miastach" – napisał prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Rafał Trzaskowski jest osobą, która próbowała rozpętać wojnę ideologiczną w Polsce. Podpisanie karty LGBT w Warszawie było pierwszym strzałem w tej wojnie, teraz idzie za ciosem. To są ci ludzie, którzy zrozumieli, że istnieje coś w rodzaju europejskiej politycznej poprawności i próbują zbić na tym kapitał polityczny. To forma zerwania z polską tradycją, suwerennością kulturową i kulturowym DNA. Można to bardzo ostro nazwać, powiedzieć, że to wystąpienie przeciwko własnej tradycji i narodowi. Niestety, z takimi zjawiskami będziemy mieli do czynienia. To są ludzie, którzy zaakceptowali ten sposób myślenia, czerpią z niego przywileje, korzyści, chcą odgrywać rolę nauczycieli, którzy wprowadzają tu ten rodzaj rewolucji. Przypomnę, że i system komunistyczny także opierał się na Polakach, którzy poszli na współpracę z tym systemem.
Czytaj też:
Polska grozi wetem unijnego budżetu. Kidawa-Błońska: Jeżeli rząd ma jakieś wątpliwości, to...
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.