Jacek Przybylski: Wierzy pan w teorie Donalda Trumpa o sfałszowanych i "ukradzionych" wyborach oraz w to, że dzięki złożonym w sądach pozwom wybory prezydenckie w USA ostatecznie wygra jednak obecny gospodarz Białego Domu?
prof. Marek Jan Chodakiewicz: To nie jest sprawa wiary, to jest sprawa wiedzy. Na razie takiej nie posiadam, bo nie badałem sprawy osobiście. Obserwuję tylko napływające wieści i widzę, że pewne sprawy nie są możliwe statystycznie, np. odnajdywane głosy w Michigan czy Pensylwanii, które są rzekomo prawie wyłącznie oddawane na Joe Bidena. Poza tym wiem, że w historii USA zdarzały się wyborcze oszustwa: Tammany Hall w drugiej połowie XIX w. w Nowym Jorku, The Pendergast Machine w pierwszej połowie XX w. w Kansas City czy Daly Boys w Chicago w drugiej połowie ubiegłego stulecia – to wszystko opierało się na masowym oszukiwaniu podczas wyborów i przekupywaniu wyborców. Mówiono nawet: "Vote early, vote often", czyli "głosuj wcześnie, głosuj często". Zasada jest taka, że jeśli współzawodnicy idą łeb w łeb, to można się spodziewać, że obie strony starają się sobie pomóc, w tym także próbując oszukiwać. Jedna strona może to robić bardziej skutecznie. Czyli na podstawie obserwacji sytuacji obecnej i wiedzy historycznej można założyć, że oszustwa się w USA zdarzają. Kilka lat temu pisałem o zagrożeniach fałszerstwami przy użyciu elektronicznych maszyn do głosowania. Do tego teraz trzeba dodać internetowe i inne możliwości komputerowe. Czy z tego wszystkiego wyjdzie tak masowe oszustwo, że zwycięzcą okaże się Donald Trump, tego doprawdy nie wiem. Dochodzenie dopiero się zaczęło.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.