Damian Cygan: Jak pan przyjął informację o tym, że prezydent Andrzej Duda zawetował nowelę ustawy o działach administracji rządowej?
Tomasz Rzymkowski: To jest proregatywa prezydenta, że ma prawo odesłać ustawę do parlamentu. Prezydent Andrzej Duda, ale również jego współpracownicy z kancelarii, informowali już wcześniej o zastrzeżeniach głowy państwa do procedowanego wtedy jeszcze projektu. Chodzi zwłaszcza o element dotyczący leśnictwa, który miał być włączony do działu rolnictwo. Dlatego z jednej strony jestem zaskoczony tym wetem, a z drugiej nie, bo prezydent podnosił tę kwestię i po prostu wykonuje swoje obowiązki.
Czy weto może doprowadzić do nowego konfliktu na linii Nowogrodzka – Pałac Prezydencki? Tak sugeruje opozycja.
Nie wydaje mi się. Gdyby prezydent miał jeszcze inne uwagi dotyczące tego projektu, to by je wyartykułował. Doprowadzenie do jakiegoś konfliktu to jest myślenie życzeniowe opozycji.
Przypominam, że w ubiegłej kadencji prezydent Duda również korzystał z prawa weta, na przykład w ustawach dotyczących Sądu Najwyższego i Krajowej Rady Sądownictwa, ale również Regionalnych Izb Obrachunkowych czy Kodeksu wyborczego. Zresztą statystyki pokazują, że Andrzej Duda zawetował więcej ustaw niż Bronisław Komorowski. Wiemy, że nowy projekt ustawy o działach zostanie złożony w parlamencie i będą odbywały się konsultacje z prezydentem, tak aby uniknąć groźby weta w przyszłości.
Czy pana zdaniem porównywanie wydarzeń na Kapitolu z blokadą Sejmu przez opozycję w 2016 roku jest w porządku?
Obie te sytuacje są porównywalne z jednego prostego powodu. Uczestnicy tamtych wydarzeń w Polsce próbują w tej chwili przypisać Prawu i Sprawiedliwości to, co stało się w Ameryce 6 stycznia. A była to tragedia, bo przecież w wyniku zamieszek na Kapitolu zmarło pięć osób.
Tymczasem w grudniu 2016 roku to politycy opozycji blokowali mównicę sejmową i pulpit marszałka, uniemożliwiając mu prowadzenie obrad i głosowanie nad najważniejszą ustawą, którą parlament uchwala co roku, czyli ustawą budżetową. Przez ponad miesiąc okupowali Sejm, a dzisiaj mają czelność twierdzić, że jak PiS będzie kiedyś oddawało władzę, to zachowa się podobnie jak ta tłuszcza z ulic Waszyngtonu, która wtargnęła do Kapitolu i urządziła tam hucpę.
Jak pan ocenia decyzję Donalda Trumpa o tym, że nie będzie uczestniczył w zaprzysiężeniu Joe Bidena?
Sądzę, że Trump ma powody, żeby czuć się pokrzywdzonym. Pomijając wszystkie zgłoszenia przedkładane przez jego prawników dotyczące zarzutów o fałszerstwa wyborcze, Trump jest prezydentem, który zdobył rekordowo wysokie poparcie w stosunku do swoich pierwszych wyborów, bo w listopadzie 2020 roku zagłosowało na niego znacznie więcej Amerykanów niż cztery lata wcześniej. Stąd Trump był przekonany, że wygra te wybory. Ja też nie ukrywam, że kiedy kładłem się spać, oglądając napływające wyniki z poszczególnych stanów, też byłem przekonany, że Trump wygra. Jednocześnie nie twierdzę, że doszło do oszustwa, bo od oceny tego są stosowne służby w USA. Natomiast rozumiem jego rozgoryczenie.
Czy podziela pan obawy, że prezydentura Bidena będzie odwróceniem rządów Trumpa?
Nie obawiam się Joe Bidena i życzę mu wszystkiego dobrego, przede wszystkim dużo zdrowia, aby mógł spokojnie rządzić przez całą kadencję. Za to obawiam się jego zastępczyni, wiceprezydent Kamali Harris, która nie jawi się jako osoba bystra, gotowa by współrządzić największym supermocarstwem na świecie. Harris nie ma jakiegokolwiek doświadczenia politycznego, była prokuratorem w Kalifornii. Do tego zasłynęła bardzo silnym nastawieniem marksistowskim. Nawet jej ostatnie wystąpienie pokazuje, że ma jeden imperatyw w polityce – realizację rewolucji obyczajowej na każdym etapie polityki państwowej.
Jednocześnie nie spodziewam się, żeby Biden dokonał jakiejś rewolucji w stosunkach USA z resztą świata. Na pewno nastąpi ocieplenie w relacjach z Unią Europejską i jej największymi państwami. Nie uważam również, żeby sytuacja Polski uległa jakiemuś gwałtownemu pogorszeniu. Polska jest ważna dla interesów amerykańskich – bez względu na to, kto jest gospodarzem Białego Domu. Dlatego nie obawiam się, że Biden będzie podejmował radykalne decyzje w kontrze do Donalda Trumpa, bo połowa społeczeństwa amerykańskiego – co można było zaobserwować w listopadowych wyborach – jednak akceptowała jego politykę. Jeśli wierzyć werdyktom amerykańskich sądów i Kongresu, to Trump przegrał te wybory, ale przegrał je z tarczą, a nie na tarczy. I Biden musi to wziąć pod uwagę.
Czytaj też:
Politolog: Kandydatura Rokity to nie jest pomysł prezydenta
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.