Kredyty hipoteczne, gotówkowe, ratalne, samochodowe, konsolidacyjne czy na zakup papierów wartościowych – to tylko część długiej listy produktów, które oferują banki oraz SKOK-i.
Różnią się one m.in. okresem spłaty, rodzajem zabezpieczenia, wysokością oprocentowania, a także przeznaczeniem. Dzięki kredytom i pożyczkom można pożyczyć pieniądze np. na inwestycje, zakup mieszkania, budowę domu, kupno nowego telewizora, lodówki i pralki lub na świąteczne prezenty czy zagraniczne wycieczki.
Zaprezentowany pod koniec listopada „Europejski Raport Płatności Konsumenckich 2016” pokazuje, że aż 52 proc. z nas nie widzi niczego złego w pożyczkach zaciągniętych na sfinansowanie zakupu dóbr konsumpcyjnych, a 35 proc. w kredytowaniu planów wakacyjnych. Z tego samego badania wynika, że Polacy najchętniej pożyczają pieniądze od rodziny (47 proc. ankietowanych) lub biorą kredyty w bankach (39 proc. badanych). Jednocześnie aż 65 proc. ankietowanych Polaków uważa łatwo dostępne pożyczki przez telefon za problem, ponieważ zobowiązania mogą zaciągać osoby, które zdecydowanie nie powinny tego robić.
Na to, że Polacy chętnie się zadłużają, wskazuje też raport Biura Informacji Kredytowej (BIK). Według opublikowanej pod koniec lipca 2016 r. analizy „Piramida spłacalności” aż 15,1 mln Polaków, czyli co drugi dorosły Polak, posiada 27 mln czynnych rachunków kredytowych, natomiast 6,9 mln (46 proc.) spłaca równocześnie więcej niż jedno zobowiązanie. Klientów, którzy mają jednocześnie kredyty konsumpcyjne, mieszkaniowe, karty kredytowe i limity kredytowe, jest zaś 768 tys. Z innego raportu BIK – opublikowanego w zeszłym roku „Portretu polskiego kredytobiorcy” wynika z kolei, że najbardziej aktywną kredytową grupą wśród Polaków są osoby urodzone w latach 1967–1981, a najmniej kredytów mają osoby z Pokolenia Y, czyli urodzone w latach 1982–1995.
Jak dobrze wybrać kredyt?
Jednym z najbardziej popularnych, a jednocześnie najdroższych produktów jest kredyt gotówkowy. Najwygodniejszą jego formą jest limit w koncie osobistym, zwany także kredytem odnawialnym. Dzięki niemu możemy wypłacać gotówkę z konta, płacić za zakupy lub robić przelewy, nawet jeśli na naszym koncie saldo spadło do zera. Wysokość limitu jest uzależniona od wielkości comiesięcznych wpływów na nasze konto i wynosi zazwyczaj od dwu do sześciokrotności dochodów. Zaletą tej formy kredytu jest łatwość jego uzyskania (nie trzeba dostarczać dodatkowych zaświadczeń czy poręczeń) oraz elastyczność (każda wypłata z konta zwiększa kwotę kredytu, a każda wpłata na konto jest automatycznie traktowana jako częściowa spłata kredytu). Trzeba jednocześnie pamiętać, by nie przekraczać przyznanego przez bank limitu zadłużenia, bo bank może wówczas naliczyć karne odsetki, dodatkową opłatę lub wypowiedzieć umowę kredytu. W niektórych bankach warunkiem otrzymania kredytu w koncie jest posiadanie rachunku oszczędnościowo-rozliczeniowego, np. przez kwartał lub pół roku. Niektóre banki umożliwiają jednak przyznanie takiego limitu już w momencie otwierania konta. Część instytucji oferuje też promocyjne warunki tym klientom, którzy przeniosą tego typu limit kredytowy z innego banku.
Odsetki obliczane są od kwoty rzeczywiście wykorzystanego kredytu i pobierane z konta co miesiąc bez konieczności składania dodatkowej dyspozycji. Oprocentowanie różni się w zależności od banku, ale najczęściej wynosi obecnie między 9 a 10 proc. Decydując się na limit kredytowy w koncie, warto porównać nie tylko wysokość oprocentowania, lecz także sprawdzić wysokość prowizji w danym banku za przyznanie limitu (od 0 do ok. 8 proc., często jest ona niższa lub nie ma jej w ogóle, jeśli o taki produkt wnioskujemy przez Internet lub telefon, a nie bezpośrednio w oddziale), a także jaka jest opłata za odnowienie kredytu (naliczana jest przeważnie raz w roku i wynosi od 1 aż do 2,5 proc. od wartości udzielonego limitu). Warto więc rozsądnie wybierać limit kredytu, bo banki pobierają tę prowizję niezależnie od tego, czy korzystamy z przyznanego kredytu, czy też nie. Ewentualne opłaty wcale nie są zaś małe: w przypadku limitu wynoszącego 5 tys. prowizja wynosząca 2,5 proc. pozbawi nas 125 zł rocznie, a w przypadku limitu o wartości 100 tys. zł, bank ściągnie z konta aż 2,5 tys. zł. Kredyt odnawialny może stać się więc pułapką. Banki stosują też minimalne opłaty za odnowienie (od 20 zł do nawet 75 zł rocznie). Część banków namawia też klientów na dodatkowe ubezpieczenie spłaty kredytu, co podnosi koszt takiej linii kredytowej. Wadą tego produktu jest też ryzyko zacierania się własnych pieniędzy i debetu, co może prowadzić do pułapki. W przypadku jednej trzeciej kredytobiorców objętych analizą BIK pierwsze opóźnienie powyżej 90 dni w spłacie zobowiązania w ciągu 2015 r. wystąpiło w limicie debetowym.
Jeżeli ktoś nie posiada konta osobistego lub wyczerpał przyznany limit, a pilnie potrzebuje gotówki, może zdecydować się na typowy kredyt gotówkowy. Jego zaletą jest to, że nie trzeba informować banku, na co chcemy przeznaczyć uzyskane pieniądze. Można je wydać na organizację świąt Bożego Narodzenia, wyjazd na Sylwestra albo dowolny inny cel. Po stronie plusów można też wpisać wysoką maksymalną kwotę kredytu, która może wynosić – w zależności od banku – nawet 120, 150 lub 200 tys. zł. W przypadku kredytu gotówkowego bank może poprosić np. o zaświadczenie o zarobkach i zabezpieczenie kredytu (poręczenie, weksel in blanco etc.). W przypadku małych kwot decyzja kredytowa jest podejmowana w ciągu 10–15 minut i często nie wymaga przedstawiania żadnych zaświadczeń.
Decydując się na zaciągnięcie takiego długu, trzeba pamiętać, że poza odsetkami (ponieważ stopy procentowe są obecnie na bardzo niskim poziomie, maksymalne oprocentowanie nie może przekroczyć 10 proc.), istotną część kosztu kredytu stanowi m.in. prowizja za jego udzielenie (np. 5, 10 lub 30 proc.) czy obowiązkowe ubezpieczenia. To właśnie dodatkowe elementy sprawiają, że całkowity koszt tradycyjnego kredytu gotówkowego może być istotnie wyższy niż w przypadku limitu w koncie. Trzeba też wiedzieć, że według BIK dla jednej piątej badanej grupy kredytobiorców pierwsze opóźnienie dotyczyło właśnie kredytu gotówkowego (analiza „Piramida spłacalności kredytów” z lipca 2016 r.).
Do kredytów konsumpcyjnych należy też kredyt ratalny, który można wziąć w wielu sklepach, sieciach handlowych i punktach usługowych. Jest popularny ze względu na uproszczoną procedurę: po podpisaniu umowy, klient od razu wychodzi ze sklepu z wymarzonym telewizorem lub nową pralką, a następnie płaci za nie w ratach rozłożonych na rok lub dwa lata, choć niektóre banki mają w ofercie kredyty ratalne z możliwością spłaty nawet przez osiem lat. W niektórych przypadkach do uzyskania pozytywnej decyzji kredytowej wystarczy okazać dowód osobisty i zadeklarować wysokość zarobków, czasem konieczne jest jednak przedstawienie dokumentów potwierdzających wysokość dochodów. Nie brakuje również promocji, w ramach których oprocentowanie wynosi 0 proc. Zanim cokolwiek podpiszemy, sprawdźmy, czy bank nie naliczy nam wysokiej prowizji za przyznanie kredytu lub nie zobliguje do zakupu np. drogiego ubezpieczenia lub wydania płatnej karty kredytowej. W tym celu odnajdźmy w bardzo długiej zazwyczaj umowie zapis o faktycznym koszcie naszego kredytu i o wysokości poszczególnych rat. I sprawdźmy, czy rzeczywiście nie zapłacimy więcej, niż wynosi cena wymarzonego produktu.
Dla zdyscyplinowanych klientów korzystnym sposobem uzyskania dodatkowego finansowania zakupów może okazać się karta kredytowa. Co prawda nie jest to już produkt tak chętnie używany jak jeszcze kilka lat temu (według informacji Biura Informacji Kredytowej opublikowanej w sierpniu 2016 r. w pierwszej połowie obecnego roku w portfelach Polaków było 6 mln rachunków kart kredytowych, z czego aktywnych było 3,77 mln kart), to nadal jest to popularna forma finansowania.
Największą zaletą tego produktu jest możliwość korzystania z darmowego kredytu. Okres bezodsetkowy wynosi w zależności od wydawcy karty od 51 do 61 dni. Przez ten czas możemy bezpłatnie korzystać z pieniędzy banku, a swoje własne trzymać w tym czasie np. na rachunku oszczędnościowym.
W wielu bankach kartę kredytową można nadal wyrobić za darmo (w ramach promocji za jej wyrobienie można otrzymać również jakiś gadżet, a podczas jej użytkowania zyskać zwrot np. 5 lub 10 proc. wydanych za jej pomocą pieniędzy). Opłaty roczne lub miesięczne pobierane są najczęściej od kart prestiżowych lub powiązanych z atrakcyjnym programem lojalnościowym. W większości banków opłata za odnowienie „plastikowego kredytu” zależy jednak od wysokości obrotu lub liczby dokonywanych transakcji – im więcej wydamy, tym chętniej bank zwolni nas z całości lub części opłaty rocznej.
Plastikowy pieniądz przynosi jednak korzyści wyłącznie, jeśli zawsze w terminie spłacamy całość zadłużenia (warto więc na wszelki wypadek ustawić zlecenie automatycznej spłaty karty). Niestety, wysokie limity mogą sprawić, że w rękach osób, które nie potrafią narzucić sobie dyscypliny w wydawaniu pieniędzy, karta kredytowa może stać się przekleństwem, niosącym za sobą ogromne ryzyko wpadnięcia w spiralę zadłużenia. Jeśli w danym okresie rozliczeniowym wydamy więcej, niż będziemy w stanie oddać. Wystarczy co prawda, że spłacimy jedynie część zadłużenia (przeważnie to 5 proc. salda zadłużenia), ale reszta długu będzie już wysoko oprocentowana (obecnie w zależności od banku i karty oprocentowanie waha się w okolicach 7–10 proc.). W takiej sytuacji z niezwykle opłacalnego produktu, który pozwala za darmo obracać pieniędzmi banku, karta kredytowa może zamienić się w jeden z droższych kredytów na rynku. Trzeba także pamiętać o wysokich kosztach, jeśli wykorzystamy kartę do wypłaty gotówki w bankomacie. Bank naliczy nam wówczas prowizję, a do tego od razu zacznie naliczać odsetki – w przypadku tego typu transakcji nie obowiązuje bowiem żaden okres bezodsetkowy.
Innym rozwiązaniem jest pożyczka hipoteczna. Mogą się o nią ubiegać osoby, które posiadają nieruchomość. To na niej zostanie ustanowiona hipoteka, stanowiąca zabezpieczenie spłaty kredytu. Wadą tego produktu jest jednak czas potrzebny na jego udzielenie, który jest dłuższy niż w przypadku kredytu gotówkowego. W wielu bankach istnieje również minimalna kwota tego typu pożyczki. Zaletą pożyczki hipotecznej jest jej niższy koszt. RRSO tego typu produktu waha się obecnie od około 4,5 proc. do 9 proc. Nawet po doliczeniu takich kosztów jak opłata za oszacowanie wartości nieruchomości, wpis do hipoteki czy obowiązkowe ubezpieczenie, pożyczka hipoteczna i tak może się okazać tańszym rozwiązaniem niż wzięcie kredytu gotówkowego. Poza tym w przypadku pożyczki hipotecznej możemy wnioskować o dłuższy okres spłaty niż w przypadku kredytu gotówkowego, co obniży wysokość raty (choć jednocześnie podwyższy całkowity koszt kredytu).
Banki i SKOK-i w pierwszym półroczu obecnego roku sprzedały też więcej kredytów mieszkaniowych (według BIK udzielono ich o 4,1 proc. więcej niż w tym samym okresie rok wcześniej, o 5,8 proc. wzrosła również wartość udzielonych kredytów, która wyniosła 21,3 mld zł). W sumie w lipcu 2016 r. kwota do spłaty kredytów mieszkaniowych wynosiła 401,5 mld zł. Z październikowego raportu Departamentu Stabilności Finansowej NBP „Sytuacja na rynku kredytowym” wynika, że w trzecim kwartale 2016 r. banki istotnie zaostrzyły kryteria przyznawania kredytów mieszkaniowych. Zadeklarowały także zaostrzenie wymogów dotyczących posiadanych przez kredytobiorców zabezpieczeń. Wybierając kredyt hipoteczny, warto zwrócić uwagę nie tylko na oprocentowanie (które obecnie może wydawać się niskie), lecz także na marżę banku. To ona po doliczeniu do stawki WIBOR składa się na wysokość zmiennego oprocentowania. Warto więc zadbać o to, aby była jak najniższa. Biorąc kredyt hipoteczny, sprawdźmy też inne koszty, takie jak np. wysokość prowizji za udzielenie kredytu, różnego rodzaju ubezpieczenia, a także dodatkowe opłaty (np. koszt wcześniejszej spłaty czy sporządzenia aneksu do umowy).
Aby zmniejszyć koszty, niezależnie od tego, czy szukamy kredytu hipotecznego, samochodowego czy gotówkowego, warto zapytać, czy np. jako stali klienci możemy liczyć np. na obniżkę prowizji lub marży. Nawet pozornie drobne zmniejszenie marży w skali kilku lub kilkudziesięciu lat może istotnie zmniejszyć całkowitą kwotę zobowiązania. W niektórych bankach na preferencyjnie niższą marżę, zerową prowizję czy wyższą kwotę kredytu mogą też liczyć osoby wykonujące konkretne zawody (np. lekarze, adwokaci, radcy prawni, notariusze, architekci, doradcy inwestycyjni etc.). Na lepsze warunki mogą też często liczyć osoby zatrudnione na etatach (mogą np. liczyć na dłuższy okres kredytowania).
Drobnym drukiem
Porównując oferty różnych kredytów, warto więc zwracać uwagę na podawaną przez banki Rzeczywistą Roczną Stopę Oprocentowania (RRSO), a także na całkowity koszt kredytu. Dzięki temu szybko możemy sprawdzić, że np. kredyt oprocentowany na 4 proc. w skali roku po doliczeniu różnych kosztów będzie nas tak naprawdę kosztował niemal 40 proc. w skali roku. Banki mają obowiązek podawać tę informację, ale w reklamach jest ona najczęściej umieszczana tak drobnym drukiem, że mało kto zwraca na nią uwagę.
Jednocześnie warto pamiętać, że tzw. doradcy czy opiekunowie klienta to pracownicy instytucji finansowej. Nierzadko mają więc oni na uwadze najpierw interes banku i swoją prowizję, a dopiero potem dobro klienta. Sprzedawcy skupiają się więc na zaletach kredytów.
Przeczytajmy więc dokładnie umowę i pamiętajmy, że to jej zapisy, a nie „oferta” zawarta na ulotce czy w reklamie będą nas obowiązywać. To pozwoli uniknąć wielu późniejszych kłopotów. Zanim zdecydujemy się na zakup opcjonalnego ubezpieczenia, przeczytajmy również Ogólne Warunki Ubezpieczeń. Może się bowiem okazać, że w danym wypadku różnego rodzaju wyłączeń jest tak wiele, że za cenę dodatkowego zwiększenia obciążenia domowego budżetu kredytobiorca w rzeczywistości nie uzyskuje w zamian realnej ochrony. Jeśli ubezpieczenie jest obowiązkowe, to sprawdźmy również, czy po doliczeniu składek nie okaże się, że teoretycznie niżej oprocentowana pożyczka lub kredyt są tak naprawdę droższe od kredytu udzielanego bez „promocji” przez inny bank.
Pamiętajmy też, że aby uzyskać kredyt musimy mieć zdolność kredytową. Zależy ona m.in. od dochodów, stałych wydatków oraz innych zobowiązań. Powinna ją sprawdzić każda instytucja finansowa, od której chcemy pożyczyć pieniądze – taki obowiązek nakłada bowiem Ustawa o kredycie konsumenckim. Problem pojawia się, gdy nie mamy zdolności kredytowej. Wówczas bank lub firma pożyczkowa może odrzucić nasz wniosek. Taka odmowa zostanie odnotowana w Biurze Informacji Kredytowej. Kolejne instytucje też mogą odmówić udzielenia nam pożyczki lub kredytu. Takim osobom, a także np. potencjalnym kredytobiorcom, którzy ze względu na źródło dochodów (np. umowy-zlecenia zamiast etatu) mają problem z uzyskaniem kredytu, kuszące mogą się wydawać oferty firm czy osób prywatnych, obiecujących, że pożyczą pieniądze bez sprawdzania historii w Biurze Informacji Kredytowej.
Za szybkimi pożyczkami wiele osób rozgląda się zwłaszcza w okresie świąt Bożego Narodzenia. Jak zauważył portal Interaktywnie.com pod koniec 2015 r. o 6 proc. wzrosła liczba zapytań w wyszukiwarce Google o kredyty i pożyczki osobiste, a o 5 proc. o finansowanie zakupu. W grudniu internauci najczęściej wpisują też w wyszukiwarkę takie hasła jak pożyczki, pożyczki na dowód, pożyczki przez Internet, chwilówki, pożyczki bez bik, pożyczki społecznościowe czy pożyczki on-line.
Lepiej jednak ostrożnie podchodzić do pożyczek udzielanych poza bankami i SKOK-ami. Firmy pożyczkowe wiedzą bowiem, że klient przychodzi do nich, bo w tradycyjnych bankach nie może dostać pieniędzy. Za ekspresową wypłatę oraz wyższe ryzyko kredytowe (według analiz BIK blisko 40 proc. klientów firm pożyczkowych posiada przeterminowania ponad 90 dni w sektorze pożyczkowym lub sektorze bankowym; dla porównania wśród klientów, którzy posiadają tylko kredyty, udział osób z przeterminowaniem ponad 90 dni wynosi 8,2 proc.), wiele z nich każe więc sobie słono płacić.
I nie chodzi tylko o oprocentowanie. Korzystając z usług parabanków, warto bardzo dokładnie czytać umowę, sprawdzając, czy nie ma w nich dodatkowych prowizji, marż czy np. wysokich opłat za opóźnienie w spłacie czy za rolowanie zadłużenia. Warto też domagać się podania RRSO oraz całkowitego kosztu pożyczki – te dwie informacje pozwolą sprawdzić, ile tak naprawdę będzie trzeba oddać i jak droga jest dana pożyczka. Aby zwiększyć świadomość społeczną związaną z zawieraniem umów, powstała kampania „Nie daj się nabrać. Sprawdź, zanim podpiszesz!”. Na stronie www.zanim-podpiszesz.pl można wyliczyć koszt pożyczki, wyszukać podmioty objęte nadzorem i zapoznać się z czterema zasadami bezpiecznego zaciągania pożyczek.
W marcu obecnego roku w życie weszły przepisy ograniczające samowolkę parabanków i firm pożyczkowych. Tak zwana ustawa antylichwiarska mówi m.in., że wszelkie pozaodsetkowe koszty związane z udzieleniem pożyczki (np. prowizja, przedłużenie terminu spłaty, rozpatrzenie wniosku etc.) w całym okresie kredytowania nie mogą być wyższe niż 100 proc. całkowitej kwoty pożyczki. Biorąc pod uwagę, że obecnie odsetki maksymalne wynoszą 10 proc. rocznie, a także zawarty w ustawie wzór służący do obliczania maksymalnych kosztów pozaodsetkowych, w praktyce oznacza to, że np. jeśli pożyczamy 1 tys. zł, to maksymalne odsetki mogą wynieść
100 zł w skali roku, a wszelkie koszty dodatkowe 550 zł w pierwszym roku. W sumie jeśli zobowiązanie jest zaciągnięte na rok, to klient nie powinien być zmuszony do oddania więcej niż 1650 zł. Ponieważ chwilówki zazwyczaj bierze się na krótszy czas, to podajmy taki przykład. Pożyczając 1 tys. zł, po 30 dniach firma pożyczkowa może zgodnie z prawem żądać zapłaty maksymalnie 1283 zł (to koszmarnie drogo; dla porównania: w tradycyjnych bankach pożyczkobiorca miałby do spłaty w sumie np. 1055 zł (RRSO: 10,46 proc.) lub 1154 zł (RRSO 33,6 proc.).
A jeśli ktoś będzie chciał przedłużyć termin spłaty, to będzie musiał dodatkowo zapłacić (np. 320 zł za 30 dni). RRSO w przypadku niektórych chwilówek nadal wynosi więc ponad 1,4 tys. proc. Jeśli więc dany pożyczkodawca nie chce podać rzeczywistego i całkowitego kosztu pożyczki, to lepiej trzymać się od niego z daleka. Przed wzięciem pożyczki warto również zweryfikować wiarygodność pożyczkodawcy. Można np. sprawdzić, czy dana firma nie występuje na tzw. czarnej liście Komisji Nadzoru Finansowego i czy przypadkiem nie jest wobec niej prowadzone postępowanie prokuratorskie. A także poczytać internetowe fora – historie osób, które przez drobne kwoty wpadły w pułapkę zadłużenia, mrożą krew w żyłach.
Oczywiście wiele firm pożyczkowych działa zupełnie legalnie. Chętnych na skorzystanie z ich oferty zaś nie brakuje. Według opublikowanego w sierpniu 2016 r. przez BIK podsumowania pierwszego półrocza 353 tys. klientów posiada czynne pożyczki na łączną kwotę 1,2 mld zł.
Niezależnie od tego, skąd pożyczamy pieniądze, przed podjęciem ostatecznej decyzji zastanówmy się, czy rzeczywiście musimy zaciągać dług. Warto unikać kredytów i pożyczek, które służą jedynie konsumpcji, a nie inwestycjom (np. kupno mieszkania lub
zakup nowego niezbędnego do pracy laptopa). Bierze się je bowiem i wydaje szybko i łatwo, a spłaca najczęściej długo i żmudnie. Nadmierne zadłużenie, a zwłaszcza owiane złą sławą chwilówki czy niespłacone w terminie zadłużenie na karcie kredytowej, znacząco utrudniają osiągnięcie wolności finansowej i zwiększają stres związany z gospodarowaniem domowym budżetem. Nie dość, że od zaciągniętych długów płacimy wysokie prowizje i odsetki, to w razie utraty zdrowia lub pracy ryzykujemy kłopotami ze spłatą, wpadnięciem w pętlę zadłużenia i utratą dorobku całego życia. Na przekór kampaniom reklamowym warto się zastanowić, czy rzeczywiście musimy natychmiast kupić drogie prezenty lub wyjechać na kosztowne zagraniczne wakacje.
Jeśli to możliwe, o wiele lepszym rozwiązaniem jest wcześniejsze zaplanowanie wydatku i regularne odkładanie pieniędzy na określony cel. Tłumaczenie, że nie ma się z czego oszczędzać, nie jest dobrym argumentem: skoro kogoś stać na spłatę np. 1650 zł chwilówki, to tym bardziej stać go będzie na odłożenie przez rok 1 tys. zł. Nawet „tani” kredyt gotówkowy w tradycyjnym banku może bowiem kosztować kilkanaście procent rocznie. To dużo. Warto też pamiętać o ogromnym ryzyku, które wiąże się z kredytowaniem np. zakupu akcji na giełdzie lub walut na rynku forex. Taka operacja zamiast przynieść zyski nierzadko może wpędzić kredytobiorcę w poważne finansowe tarapaty.
Projekt realizowany z Narodowym Bankiem Polskim w ramach programu edukacji ekonomicznej.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.