Dr Hałat: Ideologia cowidianizmu zebrała rekordowe żniwo

Dr Hałat: Ideologia cowidianizmu zebrała rekordowe żniwo

Dodano: 
dr Zbigniew Hałat
dr Zbigniew Hałat Źródło: screen YouTube
– Lekarze są prześladowani i wzywani na przesłuchanie przez osobę, która – według opinii prawników – nie ma do tego uprawnień i sama popełniła czyny karalne. Po raz pierwszy w historii świata korporacja lekarska zamiast bronić swoich członków, staje się funkcjonariuszami szarlatanów – mówi w rozmowie z portalem DoRzeczy.pl dr Zbigniew Hałat, epidemiolog, były wiceminister zdrowia.

Liczba zakażeń spada, a jednak rząd utrzymuje zdecydowaną większość obostrzeń. Czy to słuszna taktyka?

Dr Zbigniew Hałat: Nie tylko niesłuszna, ale też bezpodstawna. Nie ma ona uzasadnienia w medycynie opartej o dowody, którą musi kierować się decydent, pytając osoby uprawnione przez dyplom, wykształcenie i doświadczenie. Mogą być to jedynie lekarze, którzy akceptują aktualny stan wiedzy medycznej. Literatura medyczna pokazuje wyraźnie, że żadnych korzyści z lockdownu nie ma, a są same straty. Do tego należy dodać straty ekonomiczne, a także psychologiczne, co też jest częścią medycyny. W związku z tym, możemy mówić o próbach samobójczych, duszeniu się ludzi w zamkniętych, niewentylowanych pomieszczeniach, pełnych produktów spalania gazu, uzdatniania wody, rozkładu klejów i farb i politur. Ludzie tłoczą się w tych miejscach, nie wychodząc na dwór ze względu na zakazy, a kiedy już wyjdą, mają założone blokady na wymianę gazową. Wdychają własny dwutlenek węgla, nie otrzymując jednocześnie odpowiedniej ilości tlenu. Jak wiadomo, sprzyja to rozwojowi chorób układu oddechowego, a nawet może zabić np. ludzi z przewlekłą obturacyjną chorobą płuc (POChP) czy mukowiscydozą. Sama POChP pochłania w Polsce 14 tysięcy istnień ludzkich w ciągu roku.

Kiedy minister Adam Niedzielski w lutym wprowadził rozporządzenie nakazujące zakrywanie ust i nosa niemal bez wyjątków, to bez dodatkowego bodźca w czasie dwóch tygodni, zanim zmieniono ten przepis, na tę chorobę zmarło ok. 500 osób. A ile z dodatkową zaporą oddychania? Wprowadzając blokadę ust i nosa, należy liczyć się z większą umieralnością osób cierpiących na choroby płuc. Do tego należy dodać wszystkie inne skutki związane z niedotlenieniem, takie jak zawały serca i choroba wieńcowa, choroby mózgu. Jeżeli mówimy o lockdownie, to trzeba też pamiętać o odbieraniu szans na odpowiednie wykształcenie i wychowanie w systemie szkolnym oraz na przeprowadzenie egzaminów, które potwierdzałyby nabytą wiedzę. Jaki będzie personel medyczny po koronakryzysie?

Czy zatem, idąc Pańskim tokiem myślenia, rządowi doradcy proponują rozwiązania niezgodne z aktualnym stanem wiedzy medycznej?

Telewizja publiczna jest opłacana z pieniędzy podatników, którym należy się prawda lub przynajmniej zrównoważona opinia. To, co wydarzyło się z Janem Pospieszalskim, to każdy wie. Jeżeli ktoś wykaże mi chociaż jeden zasadny punkt z wypowiedzi premiera, ministra zdrowia lub innego rządowego eksperta wygłaszanej w TVP, to ma u mnie flaszkę szampana. Medycyna jest nauką rozwojową, w której każdy dokłada swoją cegiełkę, weryfikuje doniesienia, uogólnia za pomocą metaanalizy. I tak z tych cegiełek powstaje mur rozdzielający medycynę opartą na dowodach (Evidence Based Medicine - EBM) od szarlatanerii. Bierze się pod uwagę wszystkie poważne prace i wyciąga z nich wnioski, które stanowią aktualny stan wiedzy medycznej.

Zarówno co do lockdownu, jak i masek oraz wyszczepiania mamy przekonanie, że to wszystko, co obecnie jest wdrażane na całym świecie jest niczym innym, jak tylko ideologią Wielkiego Resetu opisaną przez Klausa Schwaba, w książce pod tym tytułem opublikowanej w połowie ubiegłego roku, zawierającej tezy prezentowane na posiedzeniach Światowego Forum Ekonomicznego w Davos, oczywiście z udziałem polskich władz. Wdrażaną w życie ideologię Schwaba łatwo znaleźć w internecie. Według niej warunkiem wielkiego resetu jest wyszczepienie ludzi. Człowiek bez żadnego wykształcenia medycznego powołał się na drugiego człowieka bez tego wykształcenia, czyli Williama Gatesa i stwierdził, że trzeba wyszczepić tyle osób, ile się da. Mamy ewidencję naukową osadzoną bardzo mocno w pracach dotyczących choćby tak ciężkiej i masowej choroby jaką jest poszczepienna immunologiczna małopłytkowowość zakrzepowa, którą na Twitterze oznaczyłem hashtagiem #PoszczepiennaIMZ, co jest polskim odpowiednikiem #VITT = vaccine-induced immune thrombotic thrombocytopenia za New England Journal of Medicine. Publikowane w prestiżowych czasopismach medycznych artykuły dotyczące wysokiej szkodliwości preparatów używanych do wyszczepiana to kolejny punkt, który podważa jakiekolwiek tezy wygłaszane bezpodstawnie przez polityków i ich ekspertów.

Jeżeli to prawda, to jaki interes Pańskim zdaniem mieliby rządzący, aby zachęcać do szczepień?

Ich interes jest zawarty np. w haśle Nowy Ład. Wszystkie wykresy, diagramy i uzasadnienia na piśmie tego projektu są do znalezienia w internecie. Nowy Ład (#NWO, #Polski_Nowy_Ład) toruje niezwykle szkodliwa ideologia cowidianizmu, która w Polsce już zebrała rekordowe żniwo w postaci zgonów nadmiarowych na tle średniej z minionych pięciu lat. Na tę chwilę jest ich ok. 100 tysięcy, a ta liczba nieustannie wzrasta. Cofnęliśmy się w rozwoju cywilizacyjnym o 1,4 roku w oczekiwanej długości życia przy urodzeniu. Całe życie walczyłem o to, żeby ludzie zrozumieli, że pod tym względem ciągniemy się w ogonie Europy. Obecnie cofnęliśmy się do 2010 roku. Jeżeli bierzemy pod uwagę skutki lockdownu jedynie w postaci zgonów nadmiarowych, to ogłoszenie stanu izolacji, paraliż opieki zdrowotnej i wprowadzenie lecznictwa niezgodnego z nauką kosztował życie ogromnej liczby osób.

Jak zatem skomentuje Pan słowa prof. Horbana, który w wywiadzie dla RMF FM stwierdził, że liczba zgonów nadmiarowych nie odstaje od reszty Europy?

To oczywista nieprawda. Wystarczy sięgnąć do danych powszechnie dostępnych w internecie i zobaczyć te wykresy. Nie będę dyskutował z kimś, kto mówi, że czarne jest białe i odwrotnie. Podobnie zresztą zachowywał się minister Niedzielski, starając się wybielić sytuację i pokazując jakiś raport, że wszystkie nadmiarowe zgony spowodował COVID-19. To świadczy tylko o zacieraniu śladów i dążeniu do uniknięcia odpowiedzialności. Taka „argumentacja" jest po prostu hucpą i zakrzykiwaniem osób, które mają inny pogląd, niż oficjalna propaganda, zresztą niezwykle nachalna i prymitywna. Od samego początku było widać, że przybiera ona taki kształt, ale jesienią minionego roku nasiliła się. Wówczas okazało się, że ludzie częściej umierają nie z powodu COVID-19, a przez COVID-19, czyli z powodu blokady opieki zdrowotnej błędnie uzasadnianej i stosowanej.

Coraz więcej lekarzy podnosi te argumenty. Mimo to, wciąż brakuje rzetelnej debaty na ten temat. Czy mamy wprost do czynienia z cenzurą?

Nie tylko z cenzurą, ale wręcz z zamordyzmem. Świadczy o tym piątkowe przesłuchanie lekarzy, którzy prezentują poglądy wynikające z wiedzy medycznej opartej o dowody. Mieli odwagę wykazać ją w trzech raportach skierowanych do rządu, prezydenta i opinii publicznej. Za to, że wyrazili swoją opinię, są prześladowani i wzywani na przesłuchanie przez osobę, która – według opinii prawników - nie ma do tego uprawnień i sama popełniła czyny karalne. Poza tym, dzieje się to wszystko w trybie niezgodnym z regulaminem. Są oni wzywani do Naczelnej Izby Lekarskiej z pominięciem Okręgowych Izb. Do tego należy dodać ogólne spostrzeżenie, że po raz pierwszy w historii świata korporacja lekarska zamiast bronić swoich członków, staje się funkcjonariuszami szarlatanów.

Czy to na pewno adekwatne stwierdzenie?

Jeżeli ktoś używa argumentów niezgodnych z aktualnym stanem wiedzy medycznej, w języku potocznym oraz w aktach normatywnych nazywany jest szarlatanem.

Jakie konkretnie zarzuty padają pod adresem lekarzy przesłuchiwanych przez Naczelną Izbę Lekarską?

NIL zarzuca im, że mówili prawdę i sprzeciwili się propagandzie. To rzecz absolutnie niesłychana, która przypomina czasy stalinowskie. Może trochę mniej hitlerowskie, bo w III Rzeszy więcej lekarzy założyło fartuchy na mundury esesmanów. Mamy obowiązek protestować przeciwko takiemu zachowaniu. Ulica, która prowadzi do KL Auschwitz-Birkenau, nosi imię Stanisławy Leszczyńskiej - polskiej położnej, ratującej dzieci przed zbrodniami Mengele. Miałem zaszczyt znać syna Służebnicy Bożej Stanisławy Leszczyńskiej - wybitnego radiologa prof. Stanisława Leszczyńskiego. Udało mi się przeprowadzić z nim wywiad na temat etyki lekarskiej, jest on dostępny na YouTube. Polecam go tym wszystkim, którzy mają wątpliwości wobec tego, co wyprawia minister zdrowia wraz ze swoimi konsultantami. Są to rzeczy wręcz wołające o pomstę do nieba. Decyzje Rady Medycznej przy rządzie nie mają uzasadnienia w postaci protokołów z posiedzeń tego gremium. Pozaparlamentarna społeczna Grupa C19, której jestem współzałożycielem z inicjatywy prof. Mirosława Piotrowskiego, zwróciła się do premiera z zapytaniem o te protokoły. Chcieliśmy wiedzieć, kto za czym się opowiadał, kto za czym głosował i jakie były rozstrzygnięcia. Tak wygląda procedura opisana przez pana premiera w zarządzeniu powołującym Radę Medyczną ds. COVID-19.

I jaka była odpowiedź?

W odpowiedzi dowiedzieliśmy się, że nie ma takich protokołów, a sprawy są załatwiane przez telefon. Moim zdaniem jest to sprawa konstytucyjna. Jako lekarz mogę się tylko oburzyć, będąc jednym z 38 milionów polskich obywateli. Jest to jednak sprawa, którą powinni zająć się odpowiedni prawnicy. Drugie pytanie, które grupa COVID-19 zadała premierowi, dotyczyło związków finansowych członków Rady Medycznej z koncernami farmaceutycznymi, a konkretnie, co wynika z oświadczeń. Pan premier odpowiedział, że te związki nie są badane, oświadczeń nie żąda się. Na ten temat wypowiadał się red. Maciej Pawlicki, którego jeszcze nie zakneblowano tak jak red. Jana Pospieszalskiego, ale być może to się stanie. Wykrył on, że 80 procent składu Rady Medycznej jest finansowana przez koncerny, które sprzedają szczepionki. To również jest sprawa dla prawników.

Wracając do przesłuchań przez NIL, jak Pan przewiduje, czy będzie ich więcej?

Pod wspomnianymi raportami były podpisane setki osób, a wiec być może dobiorą się do wszystkich. Prawnicy wykonujący swoja pracę zgodnie z powołaniem twierdzą jednak, że te przesłuchania są nielegalne. Poza tym, tak jak mówiłem, są dokonywane przez osobę niemającą do tego żadnych uprawnień. Nie wiadomo, jak ta sytuacja się rozwinie. Niektórzy koledzy, jak np. prof. Ryszard Rutkowski z Białegostoku, odmówili udziału w przesłuchaniach. Z kolei dr Paweł Basiukiewicz pojechał ze swoim prawnikiem. Dr n. med. Zbigniew Martyka miał przesłuchanie na późniejszą godzinę, a jego prawnik miał również dotrzeć na miejsce. Wcześniej dr Anna Martynowska miała odebrane prawo do wykonywania zawodu nie za błąd lekarski czy jakiekolwiek sprzeniewierzenie się medycynie, ale wyłącznie za poglądy. Zaznaczam, że stało się tak w kraju, który ma najniższy wskaźnik lekarzy na 1000 osób. Mianowicie jest ich dwóch. Jeden z nich został w ten sposób zabrany mieszkańcom górskiego terenu Kotliny Kłodzkiej z okolic Lądka, Ustronia, gdzie naprawdę jest potrzebny lekarz. Mieszkają tam często starsi ludzie nieraz w poniemieckich, rozwalających się chałupach, demolowanych regularnie przez powodzie, często bez możliwości dojazdu. To haniebna sytuacja.

Epidemiolodzy z USA zalecają zmianę podejścia do diagnostyki COVID-19. Jak ocenia Pan miarodajność np. wykonywanych testów PCR?

Sprawa zaczęła się od wypowiedzi Christiana Drostena, wykreowanego na czołowego niemieckiego wirusologa, który wcześniej zaprzeczał wartości takich testów w obecnym zastosowaniu. Zdanie zmienił zaraz po szczycie w Davos w ubiegłym roku i stał się ich głównym promotorem. Mówimy o teście, który jest całkowicie zależny od tego, w jaki sposób się go wykonuje. Im liczba cykli denaturacyjnych amplifikujących materiał zakaźny w próbce wykracza powyżej 25, to tym bardziej rośnie odsetek wyników fałszywie dodatnich. Jeżeli ta liczba równa się np. 45, to mamy niemal 100 procent wyników fałszywie dodatnich. Można zatem to regulować, jak się chce. Robi się to w dwojaki sposób. Można np. uznać za stały odsetek ludzi bezobjawowo zakażonych, a przy tym niesiejących zarazy, co daje w skali światowej jakieś 10-20 procent. Można więc wykonać zwiększoną liczbę badań i w ten sposób wykryć nową proporcjonalnie strasząco zwiększoną liczbę osób może i zakażonych, ale nie zaraźliwych skoro bez objawów. Jeżeli laboratorium ustawi się w ten sposób, aby uznawało za wynik dodatni to, co jest następstwem analizy próbki z zastosowaniem amplifikacji powyżej 25 cykli, to ma się na zamówienie umyślnie zafałszowane odsetki wyników dodatnich. Są na to liczne dowody, mianowicie np. w sporcie. Pamiętamy zupełnie komiczne wykluczenia zawodników i ich przywracania do zawodów na telefon, na interwencję z wysokiego szczebla politycznego. Farsa staje się tragifarsą, kiedy kończy się dramatem w postaci pogorszenia stanu zdrowia, a nawet zgonu człowieka wymagającego pomocy lekarskiej, którego zamiast ratować skazuje się na oczekiwanie na wynik testu i to testu antygenowego, jeszcze mniej wiarygodnego niż test PCR.

W pewnym momencie ta konstrukcja oparta na ruchomych piaskach się wali. Wszyscy widzą, że to nie ma większego sensu. Już wiosną ubiegłego roku mówiłem, że lepiej jest rzucić monetą, niż badać kogoś testem PCR. Tak czy owak wyjdzie orzeł albo reszka. Nasi pacjenci przechodzą przez tortury, czekając na wynik badania, zamiast być poddani leczeniu, zostaje im wydłużona możliwość udzielenia pomocy, co ma znaczenie zwłaszcza w nagłych przypadkach, ale przecież także w planowych procedurach diagnostyczno-terapeutycznych w zakresie onkologii, kardiologii, neurologii, ortopedii, położnictwa i ginekologii i wszystkich pozostałych dziedzinach medycyny, gdzie każdy dzień zwłoki sprowadza na pacjenta ryzyko nieodwracalnych następstw, ze śmiercią na czele. Moim zdaniem jest to sprawa kryminalna. Podobnie jest z zaniedbaniami dotyczącymi najbardziej masowych świadczeń zdrowotnych, na które płacą świadczeniobiorcy jako regularni - i to nieraz od wielu dekad, jako zatrudnieni, a nawet emeryci – płatnicy składki zdrowotnej i podatnicy. Już po złożeniu deklaracji do podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), pacjent ma święte prawo oczekiwać skutecznej pomocy za swoje pieniądze. Tymczasem opowiadając o swoich lub kogoś bliskiego objawach przez telefon, uzyskuje jedynie teleporadę zamiast zbadania, ewentualnie pogłębionej diagnostyki i wczesnego leczenia. Stąd tyle zgonów na chorobę koronawirusową i inne choroby, które wcale nie musiały zakończyć się tak tragicznie na masową skalę.

Rozmawiał: Paweł Zdziarski
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także