Lekarze z piekła rodem – diabelska medycyna III Rzeszy

Lekarze z piekła rodem – diabelska medycyna III Rzeszy

Dodano: 

Mengele był jednak święcie przekonany, że dzięki nieograniczonym możliwościom, jakie daje mu Auschwitz, dokona epokowych odkryć i przejdzie do światowej historii medycyny. Po zwycięskim zakończeniu wojny stanie się medyczną sławą, a jego eksponaty – umieszczone w instytutach i muzeach Rzeszy – będą podziwiały wycieczki szkolne.

Jak wiadomo, stało się inaczej. Nazwisko Mengelego zostało splamione na wieki. Lekarz z Auschwitz został zapamiętany jako jeden z największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości. On sam nie poniósł odpowiedzialności za swoje diabelskie zbrodnie. Udało mu się uciec do Ameryki Południowej. W 1979 r. utopił się podczas kąpieli w oceanie.

Sterylizacja i kastracja

Mengele nie był jedynym lekarzem, który pastwił się nad pacjentami w KL Auschwitz. Przerażających czynów dopuszczali się również Carl Clauberg i Horst Schumann. Oni z kolei pracowali nad opracowaniem skutecznej metody masowej sterylizacji i kastracji, która miała być nieodzownym elementem narodowosocjalistycznego programu eugeniki. Ludziom, którzy zostali uznani za „mało wartościowych”, chciano uniemożliwić dalsze przekazywanie „wadliwych genów”. I to w taki sposób, by ofiary tego nie zauważyły!

Czytaj też:
Gorsi niż SS. To oni byli panami życia i śmierci w obozach

Clauberg wstrzykiwał rozmaite ciecze kobietom w macice i jajniki za pomocą 30-centymetrowej strzykawki. Skutkiem tego potwornie bolesnego zabiegu były nieludzkie cierpienia, które kończyły się śmiercią w komorze gazowej.

Z kolei to, co wyrabiał Schumann, było istną makabrą. Złem w najczystszej postaci. Stosował on bowiem wobec więźniów metodę sterylizacji rentgenowskiej. Naświetlał potężną dawką promieniowania kobiece jajniki i męskie jądra. A po pewnym czasie, bez narkozy, wycinał popalone narządy. Do eksperymentów tych wybierał całkowicie zdrowe młode kobiety i młodych mężczyzn.

Efekty były upiorne. Naświetlania były wykonywane w sposób niefachowy, byle jak. Promienie wypalały młodym kobietom olbrzymie dziury w brzuchach. Uszkodzeniu ulegały jelita. Ofiary eksperymentów wracały do baraków w „przerażającym stanie”, z rozległymi poparzeniami i cieknącymi ranami. Potem Schumann polecał usuwać jajniki polskiemu więźniowi-lekarzowi Władysławowi Deringowi. I w ten sposób pozyskiwał preparaty do badań dla Instytutu Medycyny Sądowej we Wrocławiu.

Pielęgniarze zaciągali kobiety siłą do sali operacyjnej – relacjonował świadek, dr Alina Brewda – przywiązywali do stołu, który nachylali pod kątem 30 stopni, głową w dół. Doktor Dering wykonywał następnie kilka nacięć brzucha, otwierał otrzewną, wprowadzał szczypce, aby podnieść macicę, umieszczał kolejne szczypce między jajowodem a jajnikiem, wycinał go, a następnie umieszczał w pojemniku obok stołu. Następnie umieszczał zszywki, ale w szybki i brutalny sposób, zapominając je dobrze umocować, i nie pokrywał otrzewną kikuta jajowodu. Każda operacja nie trwała dłużej niż 10 minut. Między poszczególnymi operacjami nie myto ani nie sterylizowano narzędzi. Lekarz nie mył rąk. Młode kobiety były w pełni przytomne, mimo że znieczulone od pasa do stóp i całkowicie świadome przebiegu operacji.

Rola Władysława Deringa w całym procederze do dziś budzi kontrowersje. Jedni uważają go za ofiarę, która nie miała wyboru, inni za zwyrodniałego oprawcę. Sytuację zdają się dobrze oddawać słowa, które sam Dering wypowiedział do jednego z więźniów, który próbował stawiać opór: „Jeśli ja ci nie utnę jaj, mnie utną moje!”.

Podczas kastracji mężczyzn stosowano ten sam schemat jak przy sterylizacji kobiet. Najpierw napromieniowanie, po którym jądra w straszliwy sposób puchły i pęczniały. Gniły, czerniały i ropiały. A potem amputacja napromieniowanych organów.

Aby sprawdzić efekt takiej „kuracji”, sanitariusze głęboko w odbyt ofiary wkładali kij pokryty gumą. I tak długo pocierali gruczoły, aż dochodziło do wytrysku nasienia. Spermę kierowano do badań. A ponieważ więźniowie znajdowali się w opłakanym stanie fizycznym, ta barbarzyńska, bolesna i upokarzająca procedura trwała często bardzo długo.

Nasze narządy płciowe umieszczono pod pewnym urządzeniem na 15 minut – zeznawał po wojnie pewien młody Polak. – Urządzenie to silnie nagrzało nasze organy i sąsiednie części ciała, które później szczerniały. Kilka dni później organy płciowe większości moich towarzyszy zaczęły ropieć, a do tego mieli wielkie trudności z chodzeniem. Mimo to musieli pracować aż do utraty przytomności. Tych, którzy zemdleli, wysłano do komory gazowej. Wycięli nam dwa jądra. Mogłem obserwować całą operację w odbiciu w lampie chirurgicznej. Wybaczcie, jeśli płaczę. Czuję się bardzo przygnębiony i wstydzę się mojej kastracji. Najgorsze jest to, że nie widzę przed sobą żadnej przyszłości. Jem niewiele, a mimo tego mocno tyję.

Wszystkie ofiary sterylizacji i kastracji, które przeżyły Auschwitz, po wojnie borykały się z problemami fizycznymi i psychicznymi. Nie mogły mieć dzieci, nie miały pożycia intymnego, cierpiały na choroby organów płciowych – nowotwory i ropienia. Miały depresje, popełniały samobójstwa.

Jeden z więźniów, któremu wycięto lewe jądro, po wojnie zdołał założyć rodzinę. Urodziło mu się jednak chore dziecko.

Czytaj też:
Sowieci w Auschwitz. Czerwona propaganda ukryła ten rozdział

Penis wielkości poniżej normy – czytamy w orzeczeniu lekarskim mężczyzny z 1954 r. – Prawe jądro wykazuje wyraźne osłabienie czynności, co pokazują badania laboratoryjne. W tym uszkodzeniu należy dopatrywać się przyczyny narodzin córki niedorozwiniętej umysłowo i psychicznie.

Dodatkowymi efektami ubocznymi było odwapnienie kręgosłupa i myśli samobójcze.

Ernst Klee w książce „Auschwitz. Medycyna III Rzeszy i jej ofiary” opisał przypadek Polaka, któremu w obozie wyłuskano oba jądra. Po wojnie lekarz wszył mu do moszny imitacje jąder z żywicy syntetycznej. A na poparzonego penisa przeszczepił skórę z ud. Chłopak otrzymywał silne dawki męskich hormonów, ale pozostał całkowitym impotentem.

Mimo leczenia nie udało się usunąć zwężenia cewki moczowej – napisano w opinii lekarskiej z 1955 r. – Mocz oddaje przez przetokę moczową w kroczu. Ponieważ ta przetoka źle funkcjonuje, profesor Abulker proponuje ponowną operację: chciałby przedłużyć ujście cewki do odbyciu.

Czytanie tych straszliwych, makabrycznych szczegółów nie jest łatwe, ale bez nich nie można zrozumieć tego, co robili niemieccy lekarze w Auschwitz. Czyli niewyobrażalnej krzywdy, jaką wyrządzali bliźnim. Ze skutkami tej krzywdy ofiary musiały się borykać jeszcze wiele lat po zakończeniu wojny i wiele lat po upadku III Rzeszy. Ich dalsze życie stało się pasmem cierpień i udręk.

Eksperymenty te, podobnie jak doświadczenia Mengelego, nie miały sensu. Po zamordowaniu i okaleczeniu setek więźniów lekarze z Auschwitz 29 kwietnia 1944 r. poinformowali Heinricha Himmlera, że ich badania zakończyły się fiaskiem. Okazało się, że sterylizacja chirurgiczna jest jednak „pewniejsza i szybsza” niż sterylizacja rentgenowska. Cały projekt od początku do końca był nie tylko okrutny, lecz także absurdalny.

Pokusa Auschwitz

W Auschwitz dokonywano jeszcze wielu eksperymentów medycznych. Więźniów podtruwano, wychładzano, narkotyzowano, poddawano elektrowstrząsom i znęcano się nad nimi na wiele innych sposobów. Wszystko pod płaszczykiem medycyny.

Nie robili tego wszystkiego gestapowcy czy kryminaliści, ale dyplomowani lekarze. Ludzie z dogłębnym wykształceniem naukowym, z dyplomami najlepszych austriackich i niemieckich uczelni. Ludzie, którzy składali przysięgę Hipokratesa.

Dlaczego ci doktorzy dopuszczali się tak straszliwych bestialstw? Dlaczego wyrzekli się swojego człowieczeństwa? Z reguły na to pytanie udziela się prostej odpowiedzi: bo byli fanatycznymi narodowymi socjalistami. Niestety to by było za proste, to tylko część wytłumaczenia.

Ludobójczy system stworzony w Auschwitz, zgodnie z którym życie ludzkie było warte mniej niż splunięcie, dawał tym lekarzom niebywałą „okazję” i „szansę”. Dostęp do nieograniczonej ilości ludzkich „królików doświadczalnych”. Żywych pacjentów i ciał do przeprowadzania eksperymentów i sekcji.

Lekarze ci wierzyli, że dzięki temu będą mogli w krótkim czasie osiągnąć olbrzymie postępy w nauce, których osiągnięcie w normalnych warunkach zajęłoby długie lata żmudnych badań. A to z kolei otworzy im drogę do wielkiej kariery. Innymi słowy – Auschwitz oferowało im zawodową drogę na skróty. Kosztem życia i cierpienia tysięcy więźniów.

Niemieccy lekarze, którzy byli dobrymi ludźmi, nigdy nie ulegali tej pokusie. Potrafili się jej oprzeć. Wśród niemieckich lekarzy byli jednak również źli ludzie. I oni w Auschwitz stali się panami życia i śmierci. Ludzkimi potworami.

Artykuł został opublikowany w 2/2020 wydaniu miesięcznika Historia Do Rzeczy.

Czytaj także