W namiotowym miasteczku przed kancelarią premiera na kilka dni przed Nowym Rokiem najwyraźniej zarządzono przerwę w protestowaniu. Nie ma żywego ducha. Wokół dobytku manifestantów przechadza się policja, a połami namiotu szarpie orkan Barbara, odsłaniając pozostawione przez protestujących torby, butelki, miski i inny dobytek. Centrum protestów przeniosło się niespełna 1,5 km dalej – przed Sejm.
Już z daleka widać dym unoszący się nad koksownikiem i słychać warkot generatora prądu. Poza tym stoicki spokój, a wręcz protestacyjny letarg. Kręci się tylko kilka osób w odblaskowych kamizelkach z logo organizacji Obywatele RP. – To nie protest antyrządowy, tylko za demokracją – przekonuje dyżurująca w namiocie kobieta. Jak mówi, nie tylko Obywatele RP, lecz także działacze KOD oraz niezrzeszeni solidaryzują się ze strajkującymi w Sejmie. Solidaryzowali się także w sylwestrową noc, co znacznie ożywiło namiotowe miasteczko.
Przyszło kilkaset osób. Były: muzyka, przekąski, a z naczepy tira przemówili politycy opozycji i gość specjalny – naczelny „Gazety Wyborczej” Adam Michnik. – Będziemy tu do 11 stycznia albo i dłużej. Przez całą dobę – deklaruje bez specjalnych emocji protestująca członkini Obywateli RP. Ten spokój to tylko cisza przed burzą, bo nastroje – i to po obu stronach politycznego sporu – są coraz gorętsze.
10 stycznia można spodziewać się kolejnych przepychanek na miesięcznicy smoleńskiej, a na 11 stycznia przewidziane jest posiedzenie Sejmu, które przed budynkiem parlamentu może zgromadzić większą grupę przeciwników władzy. Radykalizm powoli zastępuje racjonalizm i zamiast deklaracji o pokojowych protestach coraz częściej przebijają się głosy tych, którzy nawołują do prowokowania, by władza użyła siły. Radykałowie mają swoje pięć minut.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.