Na początku września pojawiły się niepokojące informacje na temat stanu byłego szefa polskiej dyplomacji, obecnie europosła PiS Witolda Waszczykowskiego. Polityk w rozmowie z "Super Expressem" mówił o problemach zdrowotnych, które objawiły się u niego po zabiegu wszczepienia endoprotezy w nodze. Chodzi o niedowład nóg, problemy z mówieniem i chodzeniem.
"Musiałem powiedzieć"
Szerzej o swojej chorobie Waszczykowski opowiedział w poruszającym wywiadzie dla tygodnika "Sieci". Przede wszystkim poinformował, dlaczego zdecydował się głośno powiedzieć o swoich problemach.
– Musiałem powiedzieć o chorobie […] dlatego, że gdy raz czy drugi miałem problem z wysłowieniem się, w widoczny sposób pociągnąłem nogą, natychmiast pojawiły się spekulacje, że byłem po alkoholu. A to nie jest prawda – podkreślił.
"Grozi mi dalszy bezwład kończyn"
– To niestety nie jest polineuropatia. Przez chwilę podejrzewano chorobę Kennedy’ego, znaną także jako opuszkowo-rdzeniowy zanik mięśni (SBMA) […]. Po tygodniu spędzonym w szpitalu okazało się, że to może być MND (z ang. motor neurone disease), czyli choroba neuronu ruchowego […]. Grozi mi dalszy bezwład kończyn i objawy na kształt parkinsona – zdradził Witold Waszczykowski.
Były MSZ przyznał, że jeszcze kilka tygodni temu się bał, jednak gdy usłyszał diagnozę, dowiedział się, że trudno ją leczyć, pomyślał, że "trzeba to życie trochę przekierować". – Jeszcze więcej pisać i aktywniej zajmować się komentowaniem polityki zagranicznej. Jakaś siła pcha mnie, żeby pomimo kul, wózka wciąż pyskować, wciąż walczyć o Polskę, o prawdę – powiedział polityk.
Czytaj też:
"Wspomnienia pozostaną na całe życie". Poseł PiS: To uratowało mi życie drugi raz