Stracona szansa POlityków
  • Karol GacAutor:Karol Gac

Stracona szansa POlityków

Dodano: 
Wrakowisko w Smoleńsku
Wrakowisko w Smoleńsku Źródło: PAP/EPA/SERGEI CHIRIKOV
Miniony tydzień przyniósł kolejne, szokujące informacje związane z ekshumacją ofiar katastrofy smoleńskiej, które ostatecznie zwieńczyła konferencja prokuratury. Być może była to też jedna z ostatnich (ostatnia?) okazji, aby politycy Platformy Obywatelskiej uderzyli się w pierś i powiedzieli „przepraszam”. Zamiast tego mieliśmy jednak do czynienia z histerycznym atakiem. Strach przed przyznaniem się do oczywistych błędów ponownie okazał się silniejszy od zwykłej przyzwoitości i wyższych wartości.

Wydawać by się mogło, że po ostatnich doniesieniach medialnych dot. skandalicznych zaniedbań przy sekcjach zwłok ofiar katastrofy smoleńskiej, politycy PO po prostu przeproszą. Stało się jednak inaczej. Po raz kolejny wygrał partyjny interes oraz logika „ani kroku wstecz”.

Zamiast uderzenia się w pierś, byliśmy świadkami żenujących tłumaczeń. Przewodniczący PO Grzegorz Schetyna stwierdził na przykład, że są to „celowe działanie propagandy PiS i mediów narodowych, które wpisują to w scenariusz przykrywania bardzo tragicznej i złej dla PiS historii Igora Stachowiaka". Pomijam już, że pierwsze szokujące informacje ujawnił "Fakt", a więc gazeta, która bynajmniej nie jest częścią "mediów narodowych". Jednak argument, jakoby ekshumacje miałyby "przykryć" śmierć Igora Stachowiaka jest co najmniej skandaliczny.

Najgorsze w całej sprawie jest to, że niestety można się było tego spodziewać. Już w 2012 roku ujawniono, że w głowie śp. Anny Walentynowicz, legendy "Solidarności" znaleziono rękaw marynarki, kawałki materiałów i gumowe rękawice. Nikt nie mógł więc powiedzieć, że był to przypadek. Już wtedy widać było, w jaki sposób Rosjanie traktowali ciała ofiar katastrofy smoleńskiej. Obecne informacje tylko to potwierdzają. Rosjanie potraktowali je po prostu niemal jak śmieci, które rzuca się do czarnych plastikowych worków i wiąże sznurkiem. Opowieści Ewy Kopacz mówiące o tym, że polscy i rosyjscy specjaliści pracowali "ramię w ramię", jak "jedna wielka rodzina" można więc włożyć między bajki.

Można było przewidzieć, że tego typu informacje wywołają szok. Zwłaszcza, jak przez ostatnie lata podtrzymywano przemysł pogardy, który uruchomiono już tuż po 10 kwietnia 2010 roku. Wystarczy przypomnieć jak bardzo szydzono z tych, którzy głośno mówili o potrzebie ekshumacji. Wystarczy przypomnieć haniebne słowa o "wykopkach", "nekrofilii", "polityce na trumnach". Nic dziwnego, że tak bardzo obawiano się podważenia oficjalnej narracji, że "państwo zdało egzamin".

Być może politycy PO spodziewali się, że Polacy zapomną i zmęczą się tematem Smoleńska. Czyniono zresztą wiele, aby tak się stało. Jeżeli jednak faktycznie tak uważali – tym gorzej. Wiadomo było, że prędzej, czy później polityczny klimat się zmieni, a do władzy dojdą ludzie, którzy wyjaśnienie przyczyn katastrofy wzięli za punkt honoru. Tego dobrze pojętego honoru.

Niestety po ujawnieniu kolejnych, skandalicznych informacji politycy PO nie stanęli na wysokości zadania. Nagle ich nie było. Tak chętnie komentujący wszystko w mediach społecznościowych i tradycyjnych – przycichli. Szukano desperackiej linii obrony i w końcu ją znaleziono. Usłyszeliśmy więc, że Ewie Kopacz należało się tak naprawdę "narodowe dziękuje", bo pojechała do Smoleńska tak naprawdę jako...wolontariuszka. Sławomir Neumann "błysnął" i stwierdził, że być może lepszym rozwiązaniem byłaby zbiorowa mogiła ofiar katastrofy. W obronę opozycji zaangażowali się nawet niektórzy dziennikarze. Pytanie tylko: po co? Jeśli takie traktowanie szczątków ciał polskiej elity, wkładanie ich do worków na śmieci przewiązanych sznurem, nie jest dla bezczeszczeniem zwłok, to co nim jest? Warto przypomnieć tu słowa osoby, na którą tak chętnie się przecież powołują. Tak, "warto być przyzwoitym".

Czytaj też:
Prokuratura: W trumnie Lecha Kaczyńskiego były fragmenty ciał dwóch innych osób

Czytaj także