Dzięki ogromnemu krzyżowi opactwo benedyktyńskie w Dolinie Poległych widoczne jest z odległości kilkudziesięciu kilometrów, co z kolei doprowadza lewicę hiszpańską do okresowych ataków furii. Nic w tym dziwnego – zapiekłym ideologom wszystko się wciąż z generałem Franco kojarzy, a już zwłaszcza krzyż – symbol Męki Pańskiej. Wystarczy 40 minut jazdy autem z Madrytu w północno-zachodnim kierunku, aby ujrzeć na tle gór Sierra de Guadarrama sylwetkę krzyża idealnie wkomponowaną w pejzaż. To miejsce jest jednak sączącą się raną narodową Hiszpanii i – jak nieskromnie zakładam – jestem jedyną w Polsce osobą (lub jedną z kilku), która ma kwalifikacje odpowiednie, aby o niej opowiadać. Odwiedziłam to miejsce dwukrotnie, od paru lat utrzymuję serdeczny kontakt z przeorem bazyliki – o. Santiago Canterą – i zgromadziłam sporą literaturę przedmiotu.
Każdy rzetelny artykuł o Dolinie Poległych powinien zaczynać się od zdania: wszystko, co zazwyczaj czyta się o niej, to stek kłamstw i manipulacji, które narzuciła lewica hiszpańska, pisząc na nowo historię kraju. Nieważne zatem, czy o ekshumacji mumii Franco z bazyliki pisała przed trzema laty „Rzeczpospolita” czy „Wyborcza”, mogliśmy przeczytać te same bzdury, które prezentowały nam podręczniki do historii w latach komunizmu. W ostatnim czasie w Hiszpanii ukazały się książki i publikacje, które na bazie otwartych archiwów, dokumentów i świadectw ludzi epoki wykazały fałsz propagandy o Dolinie Poległych jako „mauzoleum faszystowskim” powstałym w „reżimie klerykalnym”.
Socjalistyczno-komunistyczny rząd Hiszpanii nie może się jednak pogodzić z prawdą, więc sam pracowicie utrwala czarną legendę, a mainstream europejski ją powiela. Wszystko po to, aby stworzyć uzasadnienie dla zburzenia krzyża, wygnania wspólnoty benedyktynów, zdemolowania bazyliki i przekształcenia jej w jakieś nieokreślone „Muzeum pamięci demokratycznej” (czytaj: demokracji ludowej na modłę obecnej koalicji, czyli rządzącej Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej z Partią Komunistyczną i Podemos).
Koniec z kłamstwami
Również w Polsce, zwłaszcza przez „postępowców” ślepo ufających zachodnim publikacjom, powtarzane jak mantra są te same kłamstwa. Pora wreszcie się z nimi rozprawić:
1) Dolina Poległych NIE została zbudowana jako „grobowiec faraoński” dla gen. Franco, co więcej – ten nawet nie planował, aby spoczęły tam jego doczesne szczątki, bo myślał o skromnym grobie rodzinnym. Za sprawą decyzji króla Juana Carlosa pospiesznie poczyniono prace, aby pochówku dokonać w bazylice, w skromnym grobie z jedynym napisem: „Francisco Franco”. Żadnych formuł pochwalnych, żadnego „Generalísimo”, choć przecież był zwycięzcą wojny, dyktatorem, fundatorem bazyliki.
Przeznaczenie kompleksu było bowiem zupełnie inne: wystarczy znać dekret erekcyjny z 1957 r., który ustanowił Fundację Świętego Krzyża Doliny Poległych, a już wpierwszym akapicie, po przywołaniu „ewangelicznego przebaczenia”, stwierdza się wyraźnie, że „musi to być pomnik wszystkich poległych, nad których ofiarą triumfuje krzyż pokoju i przebaczenia”. Dolina Poległych jest więc miejscem narodowego pojednania, a nie jakimś „mauzoleum”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.