„Gównoburza jako terapia”. Polemika z Rafałem Ziemkiewiczem

„Gównoburza jako terapia”. Polemika z Rafałem Ziemkiewiczem

Dodano: 
Beata Szydło, premier RP
Beata Szydło, premier RP Źródło:PAP / Radek Pietruszka
Felieton Rafała Ziemkiewicza „Gównoburza jako terapia” kończy wezwanie „Ktoś lepszy ode mnie w takie klocki powinien się tym problemem zająć – czekam niecierpliwie na stosowną dysertację”. Właśnie kończę doktorat z zakresu nauk społecznych, swoją drogą tematem dość bliski pisarskiej działalności tego publicysty, toteż, motywowany nieskromnością i, może nieuzasadnioną, wiarą we własne zdolności intelektualne, chciałbym odpowiedzieć na to wezwanie – pisze czytelnik DoRzeczy.pl, który postanowił podzielić się refleksją dot. Subotnika Rafała Ziemkiewicza.

Zasadniczo zgadzam się z intuicyjnym tokiem rozumowania Pana Ziemkiewicza, zamiast więc wchodzić z nim w twardą polemikę, spróbuję odpowiednio uporządkować intuicje przedstawione w felietonie, by potem je zreinterpretować.

Tekst otwiera pytanie – dlaczego krytyce podlega każde działanie Jarosława Kaczyńskiego, Beaty Szydło czy PiS-u? Przecież, zastanawia się Rafał Ziemkiewicz, są to uderzenia chaotyczne, a przez to nieskuteczne, a nawet szkodliwe dla uderzających. Jako pozorne rozwiązanie stawia hipotezę forsowaną czasem w kręgach prawicowych, że ofensywa medialna przeciw obecnej władzy to „atak hybrydowy” opozycji, a potem ją odrzuca, wykazując nieskuteczność tego typu działań. Pan Ziemkiewicz szuka więc odpowiedzi w odbiorcach mediów stworzonych przez pookrągłostołowy sojusz. Wczorajsi komuniści oraz ich przyjaciele z części dawnej Solidarności stali się „Europejczykami”, lepszym rodzajem ludzi. „Podstawowym elementem ich mentalności jest właśnie poczucie historycznej krzywdy, odwrócenia naturalnego, oczywistego dla nich porządku rzeczy, w którym to oni powinni być na górze, oni powinni być słuchani, a podstawowym warunkiem sprawowania władzy powinno być zaakceptowanie rządzących przez ich autorytety”. Do klubu fajnych wstąpić jest bardzo łatwo, wystarczy popierać kogo trzeba. Daje to dwojakie profity – poczucie wyższości i prawo do pogardy dla ludzi „nieeuropejskich”. Dlatego dostają białej gorączki, że niegodni objęli stery władzy.

Z drugiej strony, Rafał Ziemkieiwcz zauważa, że przecież sondaże są ewidentnie po stronie PiS, chociaż „Polacy jakoś nie przełączają się masowo z seansów nienawiści wobec władzy w TVN na seanse uwielbiania jej w TVP. Dlaczego?”. Publicysta przyznaje się do konfuzji i próbuje jakoś wyjaśnić te osobliwe zjawisko zwyczajową niechęcią Polaków do każdej obecnej władzy. Poza tym „jest w tym coś z mechanizmu celebryckiego. Dawno już zauważono, że w wypadku celebrytów hejt jest jednym z najbardziej opłacalnych rodzajów popularki – im więcej (...) oburzenia (...) tym więcej przybywa na koncie.”.

Rzeczywiście, brzmi to niezwykle paradoksalnie, ale tylko na pozór. Paradoksy powstają zazwyczaj tam, gdzie operuje się na uproszczeniach („Wszyscy Chińczycy kłamią”, powiedział pewien Chińczyk) i/lub niepotrzebnie wydziela części z całości (według legendy, Gongsun Long nie zapłacił myta, ponieważ wmówił celnikowi, że jego wierzchowiec nie należy do kategorii „koń”, objętej podatkiem, lecz „biały koń”).

Społeczeństwo jest skomplikowane, przecinane licznymi liniami podziału i pozostaje w ciągłym ruchu. Próbując zrozumieć tę złożoność jesteśmy zmuszeni tworzyć pewne uproszczenia. Jedną z takich abstrakcyjnych kategorii jest przedstawiony powyżej podział na postkomunistów i ich przeciwników. Nie jest on bezzasadny, a nawet dość dobrze tłumaczy naszą scenę polityczną. Faktem jest też, że mamy w Polsce dwa obozy medialno-polityczne (w tej kolejności), które „urabiają” swoich odbiorców tak, by myśleli zgodnie z kanonami podziału. Odbiorcy-wyborcy zaś głosują na partie, wzmacniając podział i powiązania pomiędzy mediami a politykami. To wyjaśnia wytoczenie ciężkich dział przez obie strony konfliktu, gdyż rzeczywiście, zgodnie z tym co napisał Rafał Ziemkiewicz, samą swoją obecnością PiS podłożył bombę pod budowany od prawie trzydziestu lat gmach wspólnych interesów, zależności, przyjaźni oraz kontaktów. Jak tu się nie wściec i zakrzyknąć „zabrali mi Polskę”, kiedy odczuje to nasze konto?

Chciałbym jednak podkreślić, że nie podzielam wizji, jakoby wszyscy przeciwnicy tegoż układu czerpali z niego profity. Dokładnie jest ze wspierającymi stronę przeciwną. Ludzie mają bardzo słabo wykrystalizowane poglądy, nieliczni przemyśleli je w określonych kwestiach, ale, zasadniczo, jako gatunek jesteśmy ignorantami. Nie uczymy się, a jak uczymy to wybiórczo. Z powodu dość bezmyślnego, przyrodzonego kolektywizmu większy wpływ mają na nas imieniny szwagra i klimat w pracy, niż dzieła wielkich ideologów. Pójdę nawet dalej – więcej ludzi podąża za PiS/KOD dlatego, że ciepłe uczucia wzbudza w nich powiewająca flaga Polski Walczącej/Uni Europejskiej, niż z powodu dokładnie przemyślanych kwestii światopoglądowych. Jeżeli spojrzymy na jakikolwiek wielki spór społeczny, od aborcji po GMO, nikt nie próbuje przestrzegać zasad racjonalnej dyskusji, by dotrzeć razem do kompromisu. Wyzwanie od debili jest nie tylko łatwiejsze, ale i dalece bardziej satysfakcjonujące.

Dlatego nie zgodzę się z innym twierdzeniem Pana Ziemkiewicza, że „gdyby rzeczywiście ktoś prowadził przeciwko rządowi PiS propagandową wojnę hybrydową, to skupiono by się na skuteczności oskarżeń, a nie na ich mnożeniu”. Owszem, skupienie się na istotnych sprawach byłoby bardziej skuteczne. Nienawiść ma jednak swoją specyficzną logikę, jak pisał Borges w „Dociekaniach Awerroesa”, przeciwnicy Abu’l-Kasima twierdzili, że podróżnik bluźnił w chińskich świątyniach przeciw Allachowi i, jednocześnie, nigdy w tym kraju nie był.

No dobrze, ale dlaczego ludzie oglądający media jednego obozu mieliby głosować na drugi? Odpowiedź jest, moim zdaniem, zaskakująca – ludzie są ignorantami, ale nie durniami. W ramach swojego ograniczonego postrzegania świata pozostają względnie logiczni i racjonalni, co dodatkowo wzmacnia ich wewnętrzne poczucie podzielania słusznych poglądów na świat – przez całą kadencję wrzucam do Internetu memy z Kaczyńskim, zahaczyłem nawet raz o marsz opozycji (bo koledzy też szli), a potem, dzień przed wyborami przestraszę się deklaracji proimigranckich PO i Nowoczesnej, więc głosuję prewencyjnie na PiS.

Do tego dochodzi kulturowo uwarunkowana w naszym kraju anarchia. Polacy nie głosują, ponieważ identyfikują się z jakaś opcją polityczną, lecz chcą oni (my) coś uzyskać, a przynajmniej nie stracić. Dlatego przytoczyłem przykład z uchodźcami, nasz wyborca nie głosuje z tego powodu na PiS, ponieważ identyfikuje się z głoszonymi przez tę partię uzasadnieniami światopoglądowymi (np. ochrona chrześcijańskiej kultury), ale dlatego, że boi się o własny interes. A bać się o siebie, to nie znaczy bać się o innych. Jednak przy tym szczerym samolubstwie potrafimy działać w grupie na zasadzie synergii, na zasadzie „wszyscy razem za interes każdego z osobna”. To jest również dodatkowy powód, dlaczego Polacy w ogóle stają za jednym lub drugim obozem.

Wróćmy na koniec jeszcze do sprawy mediów. Ludzie, z wyżej wymienionych powodów, są w różny sposób odporni na przekaz, a ci podatni niekoniecznie muszą interpretować go zgodnie z założeniami nadawcy. Przypominam tu całkiem niedawne wydarzenie, znowu związane z uchodźcami – pewna Pani w telewizji porównywała wartość życia imigranta i Polaka. W założeniach wypowiedź mająca być głosem za przyjmowaniem uchodźców była bez zmian wykorzystywana jako argument strony przeciwnej.

Nie zapominajmy też, że telewizja to nie tylko przekaz ideologiczny. W dzisiejszych czasach program składa się głównie z rozrywki, a więc filmów i tanich sensacji. To wcale nie dziwne, oglądać pradokument o tym jak Pan X zdradził Panią Y z Panem Z, potem obejrzeć z rozpędu wiadomości tej stacji, by wreszcie przełączyć na drugi kanał, należący do opcji przeciwnej. Wieczór zaś należy do Internetu, gdzie jest jeszcze weselej.

Kończąc, niekonsekwentny wyborca-odbiorca jest nieustannie bombardowany z zewnątrz sprzecznymi sygnałami. Wspomniałem tylko o mediach i co nieco o naszej anarchistycznej kulturze, ale tych wpływów jest znacznie więcej, w tym wielkie trendy światowe. Człowiek współczesny, a zwłaszcza człowiek kulturowego Zachodu, jest osobą zagubioną, żyjącą w kryzysie wartości, wykorzystywaną przez skrajne stronnictwa. Czy możemy winić Polaków za to, że w tym mentalnym kociokwiku potrafią się pogubić?

 Łukasz Kaszkowiak

Czytaj też:
Gównoburza jako terapia

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także