Pieniądze za uległość
  • Paweł ChmielewskiAutor:Paweł Chmielewski

Pieniądze za uległość

Dodano: 
Metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski
Metropolita krakowski abp Marek Jędraszewski Źródło: PAP/EPA / Łukasz Gągulski
Coraz częściej radni samorządowi odwołują uchwały, które sprzeciwiały się ideologii LGBT. Motywacja jest jasna: chcą dostać pieniądze z UE. Rząd oficjalnie nie zajmuje żadnego stanowiska, ale działacze PiS skutecznie wspierają politykę ustępstw.
Latem 2019 r. metropolita Krakowa abp Marek Jędraszewski w niezwykle głośnej i szeroko komentowanej homilii przestrzegał Polaków przed zjawiskiem, które określił mianem „tęczowej zarazy”. Mówił o ideologii LGBT, za którą skrywa się neomarksizm. Konstatacje hierarchy były w zasadzie oczywiste: każdy wie, że w batalii o „gejowską dumę” nie chodzi bynajmniej o jakieś „równe prawa” czy nawet przywileje dla mniejszości seksualnych, ale o próbę przemodelowania fundamentów porządku cywilizacyjnego, na których oparte są zarówno Polska, jak i wciąż jeszcze w pewnym zakresie cała zachodnia wspólnota. Nie dziwi, że wypowiedź metropolity Krakowa wywołała wściekłą furię lewicy – a z drugiej strony obronę ze strony ludzi przywiązanych do normalności. Wśród nich znaleźli się także radni z Zamościa. W sierpniu 2019 r. przyjęli uchwałę „w sprawie ataków na ks. abp. Marka Jędraszewskiego”, podpisując się pod nauczaniem hierarchy i podobnie jak on zwracając się przeciwko szaleństwu ideologii LGBT. Niestety, w środę w Wielkim Tygodniu uchwałę odwołali. Motywacji nie ukrywali: pieniądze. „Potrzeba uchylenia uchwały wynika z ryzyka utraty środków unijnych dla miasta” – stwierdzono wprost w propozycji cofnięcia uchwały.

Suwerenna decyzja – ale czyja?

Decyzja jest wynikiem kampanii prowadzonej od lat przez tęczowych aktywistów, wspieranych intensywnie przez Unię Europejską. To późne pokłosie niesławnej akcji propagandowej – kłamstw o rzekomych „strefach wolnych od LGBT” w Polsce czy publikacji hołubionego przez Brukselę „Atlasu nienawiści”. Hunwejbini seksualnej rewolucji skutecznie przekonali radnych Zamościa, że jeżeli uchwała pozostanie w mocy, to stracą unijne pieniądze. W grę wchodziły m.in. 12 mln zł z programu na rzecz aktywizacji bezrobotnych, które miały trafić do powiatowego urzędu pracy, i inne, bliżej niesprecyzowane środki. Radni nie mieli pewności, że „ostrzeżenia” tęczowych aktywistów są wiarygodne. Jak podały lokalne media, radca prawny miejskiego urzędu wskazywała, że wszystko rozbija się o sądy ocenne dotyczące tego, czy uchwała jest dyskryminująca czy nie jest. Radni woleli jednak dmuchać na zimne. 5 kwietnia za wycofaniem uchwały zagłosowało sześciu z nich, w tym przewodniczący z PiS – Piotr Błażewicz. Dwóch było przeciw, pięciu wstrzymało się od głosu, ośmioro nie wzięło w głosowaniu udziału, choć byli na sesji. W efekcie stanowisko zostało uchylone. Jak tłumaczył Błażewicz, możliwość utraty unijnych środków jest „nauczką dla wszystkich”, żeby na sesjach rady nie podejmować spraw, „które nie dotyczą samorządu”. „To jest w pewnym sensie przyznanie się klubu PiS, że popełnił błąd. Nie dlatego, że stanął w obronie arcybiskupa, tylko dlatego, że postawił to na sesji i wmieszał radę miasta w wysoką politykę” – stwierdził. Wydaje się, że Błażewicz nie tylko mówi we własnym imieniu, lecz także reprezentuje faktyczne – choć nieoficjalne – stanowisko PiS. Rzecznik rządu Piotr Müller proszony w mediach o ocenę postepowania zamojskich radnych stwierdził, że trudno jest mu „komentować decyzje w poszczególnych miastach”, bo chodzi tu o „suwerenne prawo radnych”.

Cały artykuł dostępny jest w 16/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Czytaj także