Wojciech Wybranowski: Projekt ustawy reprywatyzacyjnej, którego jest pan autorem, wywołał burzę. Wielu mówi, że naprawiacie krzywdy wyrządzone Polakom w PRL, inni – że kwoty rekompensat są zbyt niskie, jeszcze inni – że nie powinniście wypłacać ich wcale.
Patryk Jaki: Jako pierwszy rząd rozwiązujemy problem, którego nikt od 1989 r. nie rozwiązał. Brak regulacji w zakresie reprywatyzacji pozwolił rozwinąć się mafiom, różnym handlarzom. Państwo każdego roku traci przez to miliardy. W każdym mieście mamy do czynienia ze skandalami reprywatyzacyjnymi. Oddaje się nieruchomości zmarłym, na kuratorów, na numizmaty z II RP, dodatkowo za ułamek wartości. Reprywatyzuje się w ten dziwny sposób lasy państwowe, żłobki i przedszkola z dziećmi. Nasza ustawa kończy z patologiami. Jako zasadę przyjmujemy brak zwrotów w naturze. Kończymy też z największą hańbą III RP, tj. reprywatyzowaniem kamienic razem z ludźmi. Dzięki ustawie skończymy z patologią reprywatyzacyjną raz na zawsze. Działała tu zasada – tam, gdzie państwo jest słabe bądź go nie ma, powstaje próżnia dla grup przestępczych. My wreszcie robimy z tym porządek.
Ponadto wychodzimy z założenia, że za majątek, który komuniści zagrabili obywatelom polskim, należą się okradzionym zadośćuczynienia. Analizowaliśmy jednak też wcale nieodosobnione głosy, że wszyscy coś stracili w czasie II wojny światowej. Dlaczego zatem to rekompensować tylko byłym posiadaczom? Ostatecznie zdecydowaliśmy, że państwo może wypłacić odszkodowania za przejęte przez komunistów mienie, ale do 20 proc. wartości zagrabionego majątku, czyli tak samo jak w przypadku mienia zabużańskiego. Zadośćuczynienia będą wypłacane tylko w ramach możliwości państwa. Kompleksowo rozwiązujemy zatem problem tak, że państwo ma nad sprawą pełne panowanie.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.