Od czasu, kiedy to niedoszłego podpalacza samobójcę przeciwnicy PiS zaczęli nazywać zrozpaczonym patriotą, drugim Rejtanem, męczennikiem, wydaje się, że wszystkie tamy puściły. A może tą granicą oddzielającą normę od szaleństwa był poniedziałkowy artykuł na pierwszej stronie „Gazety Wyborczej”, która obwieściła, że w Polsce zaczęły się prześladowania przeciwników politycznych prawicy, bo ruszył „proces czternastu”?
Skojarzenie z „procesem szesnastu” jest aż nazbyt oczywiste. To, że w „procesie czternastu” mamy do czynienia z rutynową sprawą o zakłócanie porządku publicznego przez przeciwników legalnego marszu ONR, a w „procesie szesnastu” z bezprawnym porwaniem i osądzeniem przywódców państwa podziemnego w sowieckiej Moskwie, autorom tekstu ani redaktorom najwyraźniej nie przeszkadza. Chcą – jak rozumiem – zaszokować czytelnika i nim wstrząsnąć. Najbardziej osobliwe jest to, że ci sami ludzie, którzy bez oporów nakręcają spiralę retorycznej nienawiści i agresji, potrafią jednocześnie wzywać do opamiętania oraz spokoju.
To, że takie teksty są usprawiedliwieniem agresji, jest bezdyskusyjne. Jak inaczej mam rozumieć twierdzenie, że „w Polsce zaczęły się zbiorowe procesy polityczne” niż jako podżeganie do oporu i obalenia obecnej władzy? Chyba autorzy tych słów rozumieją po polsku i mają świadomość, że pisząc o „zbiorowych procesach politycznych” opozycji, faktycznie delegalizują władzę? Tak, to przecież prosta konsekwencja ich słów: jeśli w Polsce władza urządza zbiorowe procesy polityczne, to taka władza nie ma moralnej racji bytu. Należy ją usunąć wszelkimi możliwymi środkami. I to niekoniecznie legalnymi. Nie różni się ona znacząco od rządów komunistów.
Ba, autorzy tekstu w „GW” nawet to podkreślają. Piszą: „Oskarżonych bronią m.in. Jacek Dubois i Jakub Wende, synowie adwokatów, którzy w czasach PRL bronili działaczy KOR i Solidarności. Pięknie. Młode pokolenie adwokatów idzie w ślady ojców, tak jak przodkowie bronili opozycjonistów przed totalitarną opresją komunistycznych władz, tak potomkowie ścierają się z siepaczami kaczyzmu. Naprawdę to wszystko jest tam napisane. A o tym, że to nie wybryk, doskonale świadczył z kolei czwartkowy komentarz redakcyjny „GW”, którego autor uznał, że „jedyna »wina« Piotra polega na tym, że jest od nas [reszty Polaków] bardziej wrażliwy”. Czyli akt samospalenia jest podyktowany większą moralną wrażliwością! Kto się jeszcze nie podpalił, ten „tkwi w minimalistycznym komforcie”, a kto owego aktu nie traktuje poważnie, ten „plugawi imię” samobójcy. Jeśli to nie jest zachęta do kolejnych ofiar, to znaczy, że nic nie rozumiem. Właściwie to trzeba się dziwić, że takich wrażliwców było tak niewielu.
Można oczywiście się uśmiechnąć i puknąć w czoło. Kilkanaście miesięcy temu pewien psychiatra na naszych łamach dobrze zdiagnozował to zjawisko swoistej antypisowskiej manii. Można też uznać, że właściwie radykalizacja i szaleństwo przeciwników PiS to najlepsza metoda rządzenia. Im wścieklej mieszają oni rządzących z błotem, im bardziej absurdalne są ich zarzuty i porównania, tym lepiej dla obecnej władzy. Z punktu widzenia socjotechniki nic lepszego niż oszalały oponent nie może się trafić. Tak długo, jak długo obecna opozycja tyranizowana jest przez retorykę „GW”, nie stanowi politycznego zagrożenia dla PiS.
Wszystko to prawda. Tylko ludzi żal. Tych, którzy już stracili kontakt z rzeczywistością, i tych, których to jeszcze dotknie. Którzy naprawdę wierzą, że Polska pod rządami PiS to państwo zbiorowych procesów politycznych i prześladowań. I którzy potem wyciągają z tego tragiczne w skutkach wnioski.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.