Hołownia bowiem szybko i nieuchronnie odchodzi w polityczny niebyt. Może, jeśli ktoś łaskawie przytuli go na partyjną listę, dostanie się do Sejmu – bo w szołbiznesie raczej nie ma już czego szukać, a co mógłby robić innego, nie mam pojęcia. Ale żadnej roli już w polskiej polityce nie odegra.
Kiedyś zrobiłem sobie na mediach społecznościowych motto z pierwszego punktu przedwojennej „Ogólnej Instrukcji Walki” płk. dypl. Konstantego Druckiego Lubeckiego i mjr. dypl. Ziemowita Grabowskiego: „Każdy dowódca na każdym szczeblu musi jasno wiedzieć, co chce zrobić”. Genialne w swej prostocie, prawda? I w całej rozciągłości tłumaczące klapę projektu „Polska 2050”, którego dowódca tę właśnie zasadę złamał.
Marne usprawiedliwienie, że nie on pierwszy uznał, iż aby osiągnąć w polityce sukces, wystarczą środki, nazwijmy to, „lajfstajlowe”: roztaczanie uroku, pijarowskie sztuczki, pokazywanie wszem i wobec, że jest się nowym, fajnym i jeszcze nie używanym.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.