"To jest nawet na swój sposób zabawne, gdyby nie było tak cholernie smutne. Poziom zakłamania pana prezydenta, lawirowanie, unikanie powiedzenia wprost, o co chodzi - czegoś takiego nawet postkomuna nie odstawiała" – tak Warzecha udział prezydenta Andrzeja Dudy w nabożeństwie ekumenicznym upamiętniającym ofiary rzezi wołyńskiej w Łucku. Andrzej Duda złożył w niedzielę niezapowiedzianą wizytę na Ukrainie i spotkał się z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Podróż polskiego przywódcy związana jest z 80. rocznicą rzezi wołyńskiej.
Przywódcy wzięli udział w mszy świętej w intencji pomordowanych Polaków, w Katedrze Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Łucku. Uroczystości przewodniczył abp Visvaldas Kulbokas, nuncjusz apostolski na Ukrainie.
Ekshumacje i potępienie kultu OUN-UPA
Publicysta "Do Rzeczy" opublikował długi wpis, w którym wyjaśnia, jakie jego zdaniem oczekiwana powinna mieć Polska.
"1. Potwierdzone umową międzypaństwową zezwolenie na ekshumacje i pochówki ofiar. Tę umowę na części terytorium Ukrainy można by zacząć realizować już teraz, na części - po zakończeniu wojny. 2. Wyraźne i jasne postawienie sprawy przez polskich polityków, a nie jakieś żenujące kluczenie o Wołyniu, który mordował: Polacy padli ofiarą Ukraińców. Mordowali zwykli ludzie - sąsiedzi, czasem nawet najbliżsi. Było to ludobójstwo. 3. Jednoznaczne wskazanie z polskiej strony na winnych napędzania ukraińskiego nacjonalizmu i nienawiści, ze Stepanem Banderą i Romanem Szuchewyczem na czele. Jednoznaczne wskazanie, że dla polskiej strony opieranie ideologii państwa ukraińskiego na takich postaciach jest nieakceptowalne i będzie stanowiło kłopot. 4. Jasna i jednoznaczna polityka wykluczenia z polskiej przestrzeni wszelkich symboli OUN-UPA, szczególnie w oficjalnych kontaktach z Ukrainą" – wylicza Łukasz Warzecha.
"Nie uważam, żeby realistycznie rzecz biorąc był sens oczekiwać przeprosin czy kajania się strony ukraińskiej i tego na liście oczekiwań nie umieszczam. Czy od wdrożenia tych kroków zawaliłyby się relacje polsko-ukraińskie? Nie sądzę, a jeśli zaliczyłyby kryzys, to z winy ukraińskiej, nie polskiej. Czy te warunki oznaczałyby osłabienie Ukrainy w jej walce z najeźdźcą? Absolutnie nie" – zaznacza komentator.
Na koniec pyta: "Więc o co chodzi? Czego się boją prezydent i premier?".
Czytaj też:
Spotkanie Duda-Zełenski. Prezydent Ukrainy zabrał głos