Fakt, że człowiek skazany na śmierć przez Habsburgów został potem nie tylko ułaskawiony, lecz także został premierem Węgier, a następnie wspólnym szefem dyplomacji austro-węgierskiej, zadziwiał Europejczyków w XIX w. Dla polskich rojalistów w Galicji w drugiej połowie XIX w. był wzorem męża stanu, który potrafił wypracować dla swego podbitego narodu niezwykle korzystne warunki modus vivendi z monarchią habsburską. Z okazji 200-letniej rocznicy urodzin w pałacu Betliar na Słowacji zorganizowano wystawę pamiątek po polityku, który wpisał się zarówno w historię Węgier, jak i Słowacji.
Seklerski rodowód
Nazwisko Andrássy u przedstawicieli narodów byłej Korony św. Stefana kojarzy się z wielkopańską dumą. Ród wywodził się z plemienia Seklerów, który różnił się etnicznie od Węgrów i przez badaczy utożsamiany jest z koczowniczymi plemionami Połowców i Pieczyngów. To azjatyckie pochodzenie uważane było za nieco dziką krew plemienną nawet w społeczności Madziarów, którzy przecież chełpili się pochodzeniem od Hunów Atylli. Faktem jest, że przedstawiciele rodu Andrássych w ciągu wieków zawsze przydawali się kolejnym władcom w roli tęgich rębajłów. Zapisywali się chlubnie w historii Węgier od końca X w. Praszczur rodu Andoros Silny walczył na zlecenie św. Stefana z Gyulą, wiarołomnym wielkorządcą Transylwanii. Potem Simon Andrássy zasłynął w krucjacie do Ziemi Świętej, zdobywając wraz z królem Andrzejem II muzułmańską twierdzę Damiettę.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.