Było ich dotychczas w historii III RP 11. Swoje zadanie spełniły w bardzo ograniczonym stopniu, jednak przyniosły opinii publicznej wiedzę o sprawach, o których inaczej byśmy się nie dowiedzieli. Pytanie, czy tą wiedzą ludzie byli w ogóle zainteresowani.
W tej kadencji jest pomysł już na sześć takich przedsięwzięć. Trochę dlatego, że sejmowe komisje śledcze cały czas są uznawane za dobry sposób na wypromowanie się zasiadających w nich polityków, a także całych ugrupowań. Trochę dlatego, że część bardziej idealistycznie patrzących posłów i komentatorów wciąż ma nadzieję, że dzięki komisjom śledczym opinia publiczna zacznie naciskać, żeby nieprawidłowości ukrócić. Może nawet niektórzy sądzą – choć to już bardzo daleko posunięta naiwność – że na podstawie raportów kończących prace komisji wprowadzone zostaną zmiany systemowe.
RYWIN I AFERA
Przypomnijmy, jak to się zaczęło. Jest 26 grudnia 2002 r., niemal dokładnie 21 lat temu. W "Gazecie Wyborczej", której pozycja na rynku medialnym jest wówczas nieporównanie większa niż dzisiaj – "GW" jest w zasadzie hegemonem, wręcz samodzielną partią polityczną – ukazuje się artykuł Pawła Smoleńskiego, zatytułowany "Ustawa za łapówkę, czyli przychodzi Rywin do Michnika". "Pisaliśmy ten tekst od początku sierpnia. Próbowaliśmy dziennikarskiego śledztwa, chcieliśmy się czegoś dowiedzieć, zrozumieć. Drukujemy wszystko, co udało się ustalić" – tak rozpoczyna się artykuł, który w styczniu kolejnego roku doprowadzi do powstania pierwszej w dziejach III RP i zarazem do dziś chyba najbardziej znanej komisji śledczej Sejmu, powołanej na podstawie ustawy o sejmowej komisji śledczej z 1999 r. Zasiadali w niej Jan Maria Rokita, dzisiaj już poza polityką, Anita Błochowiak z SLD (autorka słynnej repliki o "pedałach w kolorowych skarpetkach") i Renata Beger z Samoobrony, a także Zbigniew Ziobro, dla którego był to poważny impuls w jego politycznej karierze. Przed komisją, poza samym Lwem Rywinem, stanęli m.in. Adam Michnik czy Leszek Miller. To podczas przesłuchania tego ostatniego doszło do pamiętnego spięcia ze Zbigniewem Ziobrą. "Jest pan zerem, panie Ziobro" – wysyczał wtedy pod adresem posła premier.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.