"Kanclerz Olaf Scholz jest przeciwny przekazaniu Ukrainie pocisków manewrujących Taurus oraz wysłaniu do tego kraju wojsk lądowych. Dlaczego szef rządu, który po ataku Rosji proklamował 'epokową zmianę', stał się teraz 'kanclerzem pokoju'"? – zastanawia się "Der Spiegel".
Według gazety Scholz przekuwa wielkie słowa w krótkie zdania w rodzaju – "nie będziemy stroną tej wojny, ani bezpośrednio, ani pośrednio" i to podoba się wyborcom. "Wzorem dla Scholza może być Gerhard Schroeder, który w 2003 r. odmówił udziału Niemiec w interwencji przeciwko Irakowi. Jednak wtedy Stany Zjednoczone rzeczywiście chciały, aby niemiecka armia wzięła udział" – czytamy/
"Der Spiegel" zwraca uwagę, że w czerwcu odbędą się wybory do Parlamentu Europejskiego, a we wrześniu seria wyborów do parlamentów lokalnych w Niemczech wschodnich. Mieszkańcy tych terenów wykazują szczególny sceptycyzm wobec dostaw broni dla Ukrainy. "Występując jako kanclerz pokoju, Scholz może zdobyć dla swojej partii SPD kilka dodatkowych punktów procentowych" – zaznaczono.
"O co więc w rzeczywistości chodzi Scholzowi? – pyta "Der Spiegel". "Wiele przemawia za tym, że kanclerz nie chce zrezygnować z kontroli nad tymi pociskami, ponieważ nie ufa Ukraińcom, a przynajmniej nie do końca im ufa" – wskazuje gazeta pisząc, że kanclerz Niemiec nie do końca ufa Wołodymyrowi Zełenskiemu.
"Polecą głowy"
Niemiecki media piszą też o podsłuchanej przez służby rosyjskie rozmowy między oficerami Bundeswehry, którzy dyskutowali podczas telekonferencji 19 lutego o argumentach za i przeciw przekazaniu Ukrainie Taurusów. "Publikując rozmowy oficerów Luftwaffe, Moskwa zmusiła Scholza do pozostania przy odmowie przekazania Ukrainie pocisków Taurus" – stwierdza komentator "Frankfurter Allgemeine Zeitung" Berthold Kohler. "Sojusznicy kolejny raz zwątpią w Niemcy" – dodaje.
"Kto uważał, że fiasko w sprawie taurusów osiągnęło punkt szczytowy już wtedy, gdy kanclerz wypaplał, że Brytyjczycy i Francuzi są wraz ze swoimi rakietami obecni w Ukrainie, ten się mylił. Podsłuchana telekonferencja powiększa skalę kompromitacji oraz szkody w polityce zagranicznej" – ocenił autor.
Po tej katastrofie, w systemie informacji tajnych będą musiały polecieć głowy – uważa "FAZ". Koehler zaznacza, że sojusznicy zaczynają wątpić w wiarygodność i zdolności do zachowania tajemnicy przez Niemcy.
Czytaj też:
Złe wieści dla Ukrainy. ISW: Najgorzej może być latemCzytaj też:
Macron nie odpuszcza ws. wysłania wojsk na Ukrainę. Zwołał spotkanie