Prof. Legucka o "wyborach" w Rosji i poparciu dla Putina. "Tu nie chodzi o wyniki"

Prof. Legucka o "wyborach" w Rosji i poparciu dla Putina. "Tu nie chodzi o wyniki"

Dodano: 
Władimir Putin, prezydent Rosji
Władimir Putin, prezydent Rosji Źródło: Wikimedia Commons
Wybory w Rosji były nielegalne, bo przeprowadzono je na terytoriach Ukrainy okupowanych przez wojska rosyjskie – mówi DoRzeczy.pl prof. Agnieszka Legucka z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.

Damian Cygan: Władimir Putin będzie prezydentem przez kolejne sześć lat. Głosowanie w Rosji to były wybory, pseudowybory, plebiscyt?

Agnieszka Legucka: Można używać wszystkich tych określeń poza jednym – wybory. Dlatego że Rosjanie nie mieli ani swobody, ani wolności wyboru. Centralna Komisja Wyborcza skrupulatnie dobrała kontrkandydatów, którzy byli niewybieralni. Zasadniczo władze rosyjskie posunęły się jeszcze dalej niż we wcześniejszych tzw. wyborach prezydenckich, które mogliśmy obserwować. Te ostatnie były przede wszystkim nielegalne, dlatego że przeprowadzono je na terytorium Ukrainy okupowanym przez wojska rosyjskie.

Jakie byłoby poparcie dla Putina, gdyby wyniku nie "podkręcono"?

Dane są różne i nie można w nie w 100 proc. wierzyć. Na podstawie wywiadów prowadzonych na odległość w ramach projektu ExtremeScan, które pokazała niezależna rosyjska stacja telewizyjna Dożd, wyszło, że 44 proc. uprawnionych głosowałoby na Putina. Z kolei wśród biorących udział w tych tzw. wyborach uzyskałby 55 proc. Zatem poparcie dla Putina jest, natomiast tu kompletnie nie chodzi o wyniki.

A o co?

O główny przekaz, że nie ma żadnej alternatywy dla systemu putinowskiego. Gdyby było nawet 55 proc. poparcia, to autorytarny przywódca nie byłby usatysfakcjonowany. Taki wynik oznaczałby, że jest duża grupa osób niepewnych, które przy zmieniających się okolicznościach, być może zagłosowałyby na innego polityka.

W swojej analizie dla PISM pisze pani, że państwa zachodnie mogą rozważyć nieuznawanie Putina za legalnego prezydenta Rosji.

Podobna sytuacja była z Aleksandrem Łukaszenką, który też sfałszował wybory w 2020 r. Pamiętamy brutalność sił porządkowych wobec protestujących wówczas na Białorusi. Myślę, że Rosjanie są równie przestraszeni, a może bardziej doświadczeni jeśli chodzi o represje ze strony władz, w związku z czym nie byli w stanie wyjść na ulice i demonstrować w liczbie 100 czy 200 tys. Dlatego Putina można by uznać za przywódcę stojącego na czele Rosji, tak jak uznaje się Łukaszenkę, ale nie uznawać wyniku tych "wyborów", głównie ze względu na fakt, że były przeprowadzane nielegalnie na okupowanych terytoriach Ukrainy, gdzie ludzie głosowali pod lufami karabinów, właściwie to byli przymuszani do głosowania na własnego oprawcę.

Część ekspertów sądzi, że po "wyborach" Putin może ogłosić mobilizację. Jakie jest pani zdanie w tej sprawie?

Jestem sceptycznie nastawiona co do tego, że Putin od razu po wyborach ogłosi mobilizację, choć zgadzam się, że on jej nie wyklucza. Wiele będzie zależało od sytuacji na froncie ukraińskim. Gdyby Ukraińcy mieli większy potencjał militarny dzięki dostawom broni, które nie idą takim strumieniem, jak powinny, to Putin prawdopodobnie musiałby wzmocnić swoje wojska na terenach okupowanych. Ale w momencie, kiedy sytuacja jest ustabilizowana, a w perspektywie jawi się powrót Donalda Trump do władzy w USA, Rosja liczy, że mniejszym kosztem uda jej się przymusić Ukrainę do kapitulacji.

Czytaj też:
Jak głosowali Rosjanie za granicą? Poparcie dla Putina poniżej 20 proc.

Rozmawiał: Damian Cygan
Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także