Bezczelne łganie w żywe oczy to specjalność III RP. Wałęsa w latach 1970-76 regularnie wygrywał w totolotka, łuski z broni maszynowej w stodole w Jedwabnem podrzucili tam kilka lat po zasypaniu mogiły Niemcy i tak dalej... Czymże jest przy tym bezczelność, z jaką Kancelaria Państwa i MSZ upierają się, że Bronisław Komorowski nie wszedł na żądne fotel, tylko na podest znajdujący się bezpośrednio za mównicą i przeznaczony do robienia zdjęć.
Proszę obejrzeć film (ten, albo te same zdjęcia z innej TV, to nie ma znaczenia, byle zapis nie pomijał tego momentu). Można nie słuchać komentarza.
Czas - 0:20 - 0:25, widzimy wyraźnie, że prezydent wchodzi na coś, co nie jest bezpośrednio za trybuną - a więc nie ów wielokrotnie pokazywany podest - ale pod przeciwległą mównicą. Widać wyraźnie, że Japończyk wchodzi pomiędzy mównicę - od strony kamery - a Komorowskiego. Widać też po jego reakcji, że prezydent stanął w miejscu, w którym stać nie powinien i jest proszony o jego jak najszybsze opuszczenie, co zresztą czyni. Tłumaczenie gestykulacji Japończyka jako "zachęcania gości do robienia fotografii" jest po prostu żałosne.
Jeśli urzędnicy państwowi potrafią tak bezczlenie, w żywe oczy łgać w drobnej w sumie sprawie - czego się spodziewać tam gdzie idzie o nadużycia władzy podlegające ściganiu?
Może mając takiego prezydenta należy się cieszyć, że nie było gorzej, że, na przykład, podczas przywitania z cesarzem i jego małżonką nie odwrócili się do nich tyłem, żeby zrobić selfie z cesarską parą w tle?