Trochę nudno rozpoczynać kolejny tekst na temat wojny na Ukrainie od tego samego. Lecz cóż, napiszę raz jeszcze: miałem rację.
Coraz jaśniejsze się staje, że Rosji nie da się „pokonać”, a jedynym dostępnym dla Ukrainy i Zachodu wariantem jest ograniczenie strat. Ukraina okazuje się słabsza od Rosji, a pomoc Zachodu, który i tak daje z siebie niemal wszystko, nie jest wystarczająca, żeby – jak to sobie niektórzy roili – „rzucić Rosję na kolana”. Sankcje mają, mówiąc najdelikatniej, mocno ograniczone działanie, a rosyjskie wojska bardzo powoli, ale systematycznie posuwają się do przodu. „Słabnie ukraińska obrona” – informuje Ośrodek Studiów Wschodnich w kolejnym raporcie z kolejnego dnia wojny. Coraz jaśniejsze się staje, że błędem było niewykorzystanie szansy na negocjacje, która pojawiła się – wedle znanych informacji – w 2022 r., ale została storpedowana przy znaczącym udziale Zachodu. Sam Władimir Putin wskazywał tu na rolę Borisa Johnsona, co nie zostało jednak zweryfikowane w niezależnych źródłach.
Jednocześnie Francja nie rezygnuje z pohukiwań o wysłaniu na Ukrainę żołnierzy krajów NATO (ale nie pod flagą sojuszu, co jest istotnym czynnikiem). W ubiegłym tygodniu wiele zamieszania narobiła informacja opublikowana przez jednego z analityków, jakoby Francja wysłała już na Ukrainę ok. 100 żołnierzy Legii Cudzoziemskiej (Legia to specyficzna formacja, która formalnie pozostaje poza strukturami NATO i jest złożona z najemników). Zdementowało ją rychło francuskie ministerstwo obrony, ale – jak trafnie zauważają specjaliści od wojskowości – nawet gdyby Francuzi (a raczej: francuskie wojsko, bo Legia Cudzoziemska to właśnie żołnierze bez francuskiego obywatelstwa) faktycznie na Ukrainie już byli, Paryż i tak by się do tego nie przyznał.
Kolejna ukraińska mobilizacja
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.