(…) „Połowa dzieci, których matki zdecydowały się na anonimowego dawcę, chce poznać swojego ojca. Dobrze wiedzieć, skąd się jest” – zdradza w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” Marta Abramowicz, działaczka LGBT. Sama tworzy nietypową rodzinę z Anną Strzałkowską (socjolog) oraz Lechem Uliaszem (urzędnik). Mówiąc w skrócie, choć plątanina jest spora: małego Mateusza urodziła Anna pozostająca w związku (zawartym w Wielkiej Brytanii) z Martą, ale spermę dał Lech – gej i przyjaciel domu. Troje „rodziców” utrzymuje, że jeżeli sami będą o tym przekonani, „to syn wyrośnie w poczuciu, że on też jest OK”. – Mateusz miewa się bardzo dobrze i jest zachwycony, że ma tyle osób (dwie mamy, tatę, cztery babcie i dziadka), które zajmują się nim, dbają o niego i go kochają, a nadmiar czułości nikomu nie wyszedł na złe – Marta Abramowicz w rozmowie z „Do Rzeczy” niechętnie tłumaczy swoje relacje rodzinne.
Mateusz – choć też w przyszłości będzie musiał zadać wiele fundamentalnych pytań – jest zwolniony z poszukiwań, bo zna rodziców. Wiele dzieci z in vitro jest w innej sytuacji. Na świecie nie ma jednego rozwiązania tej kwestii. Zazwyczaj jednak dawca pozostaje anonimowy i szukający prawdy syn lub córka zderzają się ze ścianą. (…)