Niezmienna polityczna gra
Po zakończeniu zimnej wojny, dla Amerykanów i ich najbliższych sojuszników, Rosja przestała być przeciwnikiem zagrażającym ich bezpieczeństwu. Owszem, bywała problemem (bo to Rosja, bo broń jądrowa, bo to u nich jest gaz). Ale byli ufni, że dysproporcja sił w ewentualnej III wojnie światowej spowoduje, że Rosjanie sami „wykorzystają okazję, żeby siedzieć cicho”. Zapatrzeni w swoją siłę nie widzieli, jak zręcznie Kreml gra taki kartami, jakie ma.
Tymczasem Putin – na oczach nas wszystkich – zrealizował jedyną rzecz, która Stalinowi się nie udała. Po swoim zwycięstwie w II wojnie światowej (dla nas – rację miał Herbert – była to „druga Apokalipsa”), gdy zagarnął pół Europy (w tym Berlin), żałował tylko jednego: Tego, że but sowieckiego żołnierza nie stanął dostatecznie mocno właśnie na Bliskim Wschodzie. Stalin miał bowiem plany na dalszy ciąg rozszerzania swojej władzy – przy pomocy tanków, broni jądrowej czy wodorowej. Dopiął tego Putin.
Syria? Hiszpania XXI w.
Dlatego obrót tamtejszej sytuacji w ostatnich latach był dla zachodu o wiele większym zaskoczeniem niż Krym czy Gruzja. Putinowi udało się włożyć nogę w drzwi, i to tak skutecznie, by zniweczyć wspólną wolę znacznej części syryjskiego społeczeństwa ewidentnie wspieranego przez Stany Zjednoczone, Francję czy gros Unii Europejskiej, która „arabskiej wiośnie” słała coś więcej niż słowa wsparcia. A tu słaba Rosja ze śmiesznym psującym się lotniskowcem na węgiel skutecznie obroniła reżim Asada. A ten czuje się tak pewnie, że – wbrew międzynarodowym traktatom sprzed blisko stu lat o zakazie broni chemicznej i tym sprzed kilku miesięcy o zatrzymaniu prac nad nią – przed tygodniem kolejny rzaz zaatakował własnych obywateli w Dumie, gdzie chlor lub sarin dosłownie wypalał im oczy. Kobiety i dzieci umierali w niewyobrażalnych w Europie od I wojny światowej męczarniach. Niewyobrażalnych w Europie – jak się okazało – do czasu. Do 2018. W tym tygodniu cztery niezależne laboratoria potwierdziły, że to rosyjski Nowiczok został użyty w próbie zabójstwa Siegiergieja Skripala i jego córki, w którym poważnie ucierpieli też policjanci udzielający im pierwszej pomocy, nieświadomi, że w tym sennym angielskim miasteczku można użyć zakazanej broni chemicznej. Wojna jest zawsze bliżej niż nam się wydaje.
Na koniec długiej konferencji tuż po nalotach jeden z dziennikarzy zapytał Teresę May, czy gdyby Baszar El Assad nie użył broni chemicznej w Dumie, tylko dalej mordował niewinne kobiety i dzieci bardziej konwencjonalnymi metodami, to tej akcji by nie było. Premier Wielkiej Brytanii przyznała, że chodziło tylko o przerwanie lub ograniczenie możliwości produkcji chemicznej. Aż tyle – bo dotąd zachód poprzestawał na słowach potępienia. Ale i tylko tyle. Czy nie trzeba było reżim Assada powstrzymać (tzn. obalić) przed laty, czytaj przed tym jak wymordował, zagłodził, pozbawił prądu, opieki medycznej, edukacji setki tysięcy swoich (sic!) obywateli? May przypomniała, że głosowała za podjęciem działań już wówczas. Ale przegrała. To ważne memento.
Gros pytań brytyjskich dziennikarzy do May dotyczyło domniemanego braku poparcia społeczeństwa, a zatem w demokracji – parlamentu, dla jakichkolwiek działań zbrojnych. Nawet jeśli to samoloty Tornado, które bezpiecznie powróciły do baz Royal Air Force. May – wbrew zwyczajowi – wolała go o to nie pytać.
To ważne memento, bo przejedzona, sfrustrowana niepowodzeniami na polu golfowym zachodnia burżuazja, goni fantazmaty i przede wszystkim mówi to, co tytuł z francuskiej gazety w 1939 r. – „Nie chcemy umierać za Gdańsk”. Warto to łączyć, bo Polacy, patrząc na Alleppo, widzą zrujnowaną Warszawę tuż przed wkroczeniem Sowietów. I tylko my, Polacy, za sprawą wielkiej akcji Caritas, jesteśmy wstanie pomagać realnie: Rodzina Rodzinie. Kaczmarski miał racje: „Tylko ofiary się nie mylą / I tak rozumieć trzeba Jałtę”.
Syria, Niemcy a sprawa polska
Wszyscy pamiętamy niedotrzymanie we wrześniu 1939 r. zobowiązań sojuszniczych wobec Polski przez tę samą Francję i Anglię, które tej nocy wsparły Amerykę. Pamiętamy już też 17 września, zbrodniczą i łamiącą zobowiązania międzynarodowe napaść Sowietów na Polskę.
Ale na ulicach polskich miast jeszcze parę dni temu były ulice czcące tych, którzy ręka w rękę z Sowietami i pod ich kierunkiem walczyli w wojnie Hiszpanii. Tu historycy są zgodni, to była wojna zastępcza, wielki poligon doświadczalny przed hekatombą II wojny światowej. Potem były już tylko kapitulacje Zachodu: Anschluss Austrii, Czechosłowacji, zdrada Polski w Abbeville i upadek Francji – i niewiele brakowało – także Anglii. A przecież, gdy Adolf Hitler nie miał jeszcze nowych tanków czy meserschmitów, które zbrodniczo mordowały potem Polaków, rakiet niszczących Londyn, a jego czołgiści i piloci ćwiczyli w Hiszpanii i Rosji Sowieckiej – Józef Piłsudski proponował zachodowi wojnę, by powstrzymać Adolfa Hitlera nim jego zbrodnicze możliwości bedą ogromne. W efekcie Zachód – jak to ujął Churchill – „miał wybór między wojną a hańbą, wybrał hańbę a wojnę i tak będzie miał”.
Donald Trump parę dni temu „postraszył Rosję nowiutkimi inteligentnymi rakietami” i ta – nie licząc propagandy (także w Polsce) – przestraszyła się i pozwoliła koalicji zrobić swoje, to jest zniszczyć syryjskie laboratoria. Aż tyle i tylko tyle. Rano syryjski reżim pokazał Assada idącego z teczuszką po korytarzach rezydencji niczym Władimir Władimirowicz Putin po Kremlu. Obaj podobnie rozumieją państwo – jako swoją własność, są jego jedynymi panami, samodzierżawnie mogą decydować o życiu i śmierci poddanych.
Misja niezakończona
To w wyniku ostatniego nalotu się nie zmieniło, a jednak prezydent Stanów Zjednoczonych obwieścił, że „misja zakończona”. Czy zachód chce dać kolejne lata Assadowi by zmienił Syrię w kolejną Koreę Północną? Czy gdyby Kim, Hitler, Lenin i Stalin mordowali tylko głodem lub z kałasznikowów, możliwe byłoby „pokojowe współistnienie”? Jak długo?
Cezary Gmyz na antenie TVP INFO zauważył, że Niemcy nie tylko nie chciały wziąć udziału w tej misji (bo nie, bo Rosja, bo gaz), ale także dlatego, że nie są w stanie – wszystkie ich helikoptery są uziemione. I to mimo ogromnej nadwyżki budżetowej. Nie dziwota, że Trump się wścieka, gdy RFN nie dotrzymuje słowa nawet o dwóch procentach PKB wydawanych na własne bezpieczeństwo. Niemcy wolą podbijać swoją pozycję, flirtując z Rosją i Chinami, wiedząc, że „wujek Sam” zapewni, że kontenerowce pływać mogą bezpiecznie do i z Hamburga. Tak widzi to Ameryka. I tu pojawia się nasz strategiczny interes – Nord Stream II. To będzie probież determinacji Stanów Zjednoczonych. Czy zablokują Putina, który milionami na łapówki w Brukseli łamie, de facto, NATO i Unię? To łatwiejsze niż przeniesienie amerykańskiej bazy Ramstein pod Grajewo.
Podobnie jak Niemcy, swoje znaczenie próbowała podbijać erdoganowska Turcja. Mając dość poniżającego przedpokoju Unii, Turcja, druga po Stanach Zjednoczonych armia NATO, rozpoczęła flirt z Rosją. Widzieliśmy, że nowy sułtan podejmował cara z KGB lepiej niż Emmanuel Macron Putina w Wersalu. Niemniej i Turcja, i Francja, stanęła tej nocy po stronie Stanów Zjednoczonych, a nie po stronie marionetki Putina. Dobra nasza.
Nie wiadomo, czy ten nalot będzie miał jakiekolwiek historyczne znaczenie, inne niż udaremnienie paru ataków chemicznych. To i tak nie w kij dmuchał. Pokazuje raczej, kto w co gra. Putin w imperialną grę gra z lubością, przebiegle, długofalowo i całkiem sprawnie, nawet jeśli to i dla niego rosyjska ruletka. W wyniku ostatnich sankcji siedmiu najbogatszych – czyli najważniejszych dla Putina – oligarchów straciło fortunę. Dobrze, że zachód się przebudził i powoli trzeźwieje. Ale i Polacy drzemać nie powinni.
Antoni Trzmiel jest dziennikarzem prowadzącym Wiadomości Telewizji Polskiej i redaktorem naczelny portalu DoRzeczy.pl. Wyłączną odpowiedzialność za jego poglądy ponosi on sam.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.