Coraz więcej wiadomo, jak to było podczas COVID-19. Wcześniej dostęp do danych był dziwnie utrudniony – dziś odpadają kawałki zmurszałej kurtyny i można zajrzeć za kulisy pandemii. U nas, od czasu do czasu, robi to Najwyższa Izba Kontroli. Powody tego wyłomu zdają się być polityczne, gdyż skonfliktowany z PiS szef NIK coraz to, sięgając wstecz, odkrywa kolejne warstwy – delikatnie mówiąc – nieprawidłowości z czasów, kiedy rządzili jego byli patroni. Tu trzeba też ostrożnie – w pandemii mieliśmy „podział ponad strzykawkami” i wszystkie partie równo sanitaryzowały życie społeczno-gospodarcze, a więc skrobanie tej emalii może ujawnić zaskakującą rdzę polskiego garnka wojny polsko-polskiej.
Mamy tu kilka podejść NIK, które zagłębiają się również w dziedzinę postępowań państwa za czasów pandemii. Ale – głównie ze względu na zakres kompetencji NIK – nie wnikają one w badanie merytorycznej, epidemiologicznej zasadności wprowadzanych wtedy środków i obostrzeń, skupiają się jedynie na sprawach organizacyjnych w postępowaniu według procedur wyznaczonych przez prawo. A więc nie dowiemy się z raportów NIK, czy np. testy covidowe były miarodajne, czy szczepionki działają czy nie. Dowiemy się, jak pracowały w pandemii organy państwa. I tak np. poprzednia covidowa kontrola NIK przeprowadzona we wrześniu 2023 r. wykazała wiele nieprawidłowości w wydaniu ponad 9 mld zł w ramach dodatków.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.