Tureckie władze wezwały w poniedziałek swoich ambasadorów w USA oraz Izraelu celem przedyskutowania spraw sytuacji w Izraelu, gdzie doszło do krwawych starć protestujących Palestyńczyków z izraelską armią.
Ostatecznie tureckie MSZ wezwało do siebie ambasadora Naeha i poprosiło go o opuszczenie państwa. Ankara nie jest jednak jedyna. Również Republika Południowej Afryki zdecydowała się o wydaleniu izraelskiego ambasadora.
"Rząd Republiki Południowej Afryki w możliwie najostrzejszy sposób potępia ostatni akt agresji, do jakiego dopuściły się izraelskie siły zbrojne wzdłuż granicy ze Strefą Gazy", oświadczył w oficjalnym komunikacie Departament Stosunków Międzynarodowych i Współpracy.
Krwawe protesty
W poniedziałek po południu w Jerozolimie doszło do oficjalnego otwarcia przeniesionej z Tel Awiwu ambasady. Według Palestyńczyków to oznaka "okupacji", na którą nie mogą się zgodzić. "Uczestnicy zamieszek rzucają koktajlami Mołotowa i ładunkami wybuchowymi w kierunku ogrodzenia bezpieczeństwa i w kierunku żołnierzy, a także palą opony, rzucają kamieniami i płonącymi przedmiotami, by podpalić terytorium Izraela i ranić żołnierzy" – napisano w oficjalnym oświadczeniu armii Izraela.
Według danych palestyńskich władz, we wczorajszych protestach zginęło co najmniej 58 osób, a 2,7 tys. osób odniosło obrażenia. Zamieszki związane były z otwarciem w Jerozolimie nowej ambasady Izraela, przeniesionej z Tel Awiwu.
Swoją decyzję o uznaniu przez USA Jerozolimy za stolicę państwa żydowskiego Trump ogłosił 6 grudnia 2017 roku.Zgromadzenie Ogólne Narodów Zjednoczonych przyjęło uchwałę domagającą się anulowania tej decyzji. Z kolei skupiająca 57 państw Organizacja Współpracy Islamskiej oświadczyła, że uznanie przez USA Jerozolimy za stolicę Izraela oznacza "jawną agresję".