Uzbrojeni we włócznie strażnicy, wojownicy w kolczugach i rycerze w lśniących zbrojach z czasów triumfów imperium osmańskiego, stojący na schodach prowadzących do nowiutkiego, zbudowanego od podstaw, gigantycznego pałacu na przedmieściach Ankary. Taki obrazek podczas oficjalnej wizyty u prezydenta Turcji Recepa Erdoğaa zobaczył między innymi przywódca Palestyńczyków Mahmud Abbas.
Oddany pod koniec ubiegłego roku ogromny Biały Pałac (Ak Saray) miał kosz- tować – według wyliczeń tureckich mediów – ponad 600 mln dol. Składający się z 1150 pokoi gmach jest ponad 30 razy większy niż amerykański Biały Dom, a nawet obszerniejszy niż Wersal. Sam pałac jest przy tym tylko częścią zajmującego 300 tys. mkw. kompleksu zbudowanego – zdaniem opozycji nielegalnie – na terenach należących niegdyś do „Ojca Turków” Mustafy Kemala Atatürka. Aby można było wyobrazić sobie skalę całej posiadłości, trzeba dodać, że sama tylko rezydencja rodziny prezydenckiej została zaprojektowana tak, aby wewnątrz znalazło się miejsce na dodatkowe 250 pokoi. W meczecie może się zaś modlić 4 tys. wiernych.
Według opozycji prezydent tak bardzo zatracił się w wydawaniu publicznych pieniędzy, że w toaletach pałacu nakazał zamontować pozłacane sedesy. Erdoğan upiera się, że złota w łazienkach nie ma. Poza tym – jak przekonywał – kiedy chodzi o reprezentacyjne obiekty najwyższych państwowych władz, nie można podnosić kwestii marnotrawstwa. (…)