(...) nagrody dostali za dziennikarską rzetelność i obiektywizm. Miały być częścią wizerunku kreującego ich na ikony polskiego dziennikarstwa. To się jednak nie do końca udało. Dla rzeszy widzów, czytelników i słuchaczy są bowiem antyikonami, uosabiającymi dziennikarską nieuczciwość i stronniczość. I tej oceny nie da się wytłumaczyć wyłącznie polaryzacją społeczeństwa.
Janina Paradowska, Tomasz Lis, Monika Olejnik czy Jacek Żakowski przez lata prezentując obiektywizm wychylony na lewo i gardząc dużą częścią prawicy, a jednocześnie sprzedając to jako przejaw zdrowego rozsądku, próbowali kształtować opinię publiczną na modłę „Gazety Wyborczej”. Bo choć formalnie znajdowali się poza jej orbitą, to wizja świata Michnika – bez wytykania przeszłości, bez rozliczeń, lustracji i dekomunizacji, za to z hasłami obyczajowego postępu – bardzo im odpowiadała. Łączy ich też stosunek do rządzących, opozycji, Smoleńska, społeczeństwa czy mediów. Ale też niechęć do ludzi o innych poglądach i zwalczanie tego, z czym się nie utożsamiają, bez próby wniknięcia w motywacje czy argumenty drugiej strony.
(...)
[Monika Olejnik] Sympatyków prawicy zniesmaczyły jej łzy, wylewane tuż po katastrofie smoleńskiej, wypominali jej bowiem, że miała niebagatelny udział w deprecjonowaniu prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
Zaangażowane dziennikarstwo, jakie prezentują, ma swoich obrońców, którzy tłumaczą, że odzwierciedla ono podział polityczny i odpowiada na oczekiwania opinii publicznej. Ale granica między zaangażowanym dziennikarstwem i wyrazistymi poglądami a partyjniactwem jest cienka. Lis, Paradowska, Olejnik, Żakowski i inni, których stawia się za wzór dziennikarstwa, wielokrotnie ją przekraczali.
Całość sylwetek "Medialnych antyikon" w "Do Rzeczy. Ludzie" - wciąż jeszcze dostępnym w kioskach.