Najważniejsze słowa w "Weselu", poronionym tworze Stanisława Wyspiańskiego, galicyjskiego pacykarza, w chwilach wolnych od bolesnych ataków syfilisu parającego się również piórem, wypowiada niejaki Nos:
Piję, piję, bo ja muszę,
bo jak piję, to mnie kłuje;
wtedy w piersi serce czuję,
strasznie wiele odgaduję:
tak po polsku coś miarkuję –
szumi las, huczy las:
has, has, has.
Chopin, gdyby jeszcze żył,
toby pił –
has, has, has,
szumi las, huczy las.
No jasne, szumi dokoła las, a czy to jawa czy sen, wiedziała jedynie ta "szlachta", która – jak to zgrabnie ujął jakiś czas temu Janusz Szpotański – "z Tuły i Kiachty na tankach przywiozła swój herb". Jak np. wsławiony w obławie augustowskiej Maksymilian Schnepf. Powymierali niestety bohaterowie tamtych dni, którzy to wespół w zespół z towarzyszami radzieckimi oczyścili naszą ziemię z polskiego, tfu, nacjonalizmu.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
