Minister tłumaczył, że do firmy, która ma koordynować interwencyjny skup jabłek, zgłosiło się kilkadziesiąt mniejszych firm polskich, które z tych owoców chciały tłoczyć sok. Jak podkreślił, "nagle jedna po drugiej zaczęły się wycofywać".
– Okazuje się, że firmy niemieckie, które na polskim rynku koncentratu jabłkowego dominują i handlują tym koncentratem na świecie, zaczęły szantażować polskie firmy: spróbujcie choć jedno jabłko z tego skupu Ardanowskiego przetworzyć, to zerwiemy z wami umowy handlowe o współpracy na kolejne lata. To jest skandal – ocenił.
Dodał, że "jest to przykre również z innego powodu, bo do tych wszystkich firm dopłaciliśmy miliardy złotych dofinansowania unijnego na przetwórstwo i teraz te firmy nie widzą żadnego obowiązku wobec polskich rolników".
"Wymuszają na nich ceny"
– To ja się pytam: po co było przeznaczać pieniądze na te nowe zakłady, linie technologiczne, przechowalnie, magazyny i tak dalej? Żadnych obowiązków wobec Polski? – pytał. Minister powiedział, że w przyszłym roku rząd lepiej się do tego przygotuje.
– W tym roku to były działania ratunkowe, może i desperackie, żeby chociaż część tych jabłek uratować. Natomiast sadownicy, grupa, która uchodzi za elitę polskich rolników, sami muszą się organizować i nie dopuścić do takiej sytuacji, że ci przetwórcy, najczęściej zachodni, wymuszają na nich te ceny – tłumaczył Ardanowski.
Jego zdaniem przetwórcy mogliby zapłacić rolnikom 35 groszy za jabłka przemysłowe, ale twierdzą, że nie muszą, bo "rolnicy przywiozą za 10 groszy jak się ich dociśnie". – Koniec okradania polskich rolników – mówił minister.
Czytaj też:
Niemiecka prasa o reparacjach: Irytujące zarzuty PiS