Niedawno przypomniała ona bowiem o sobie, i to od razu dość wysokim odczytem: między styczniem 2016 r. a styczniem 2017 r. ceny poszły w górę średnio aż o 1,8 proc.
I choć piekielne wspomnienie hiperinflacji z czasów bankructwa PRL oraz narodzin III RP mocno już – na szczęście – wyblakło, to tamte wydarzenia powinny wisieć nad nami niczym miecz Damoklesa i być nieustannie przypominane. W najgorszym pod tym względem roku 1990 ceny w Polsce poszybowały bowiem aż o 585,8 proc. Rok wcześniej – o 251,1 proc., a rok później – o 70,3 proc. Potem, mimo zakończonej zwycięstwem heroicznej walki z inflacją, toczonej przez ministra finansów Leszka Balcerowicza i jego następców oraz kolejne władze NBP, jej dwucyfrowe poziomy utrzymywały się przez niemal całą dekadę lat 90. W 1992 r. inflacja wyniosła 43 proc., w 1993 r. – 35,3 proc., w 1994 r. – 32,2 proc., w 1995 r. – 27,8 proc., w 1996 r. – 19,9 proc., w 1997 r. – 14,9 proc., w 1998 r. – 11,8 proc., w 1999 r. – 7,3 proc., w 2000 r. – 10,1 proc., w 2001 r. – 5,1 proc. i 2002 r. – nareszcie! – upragnione 1,9 proc.
Naprawdę, warto tę historię przypominać do znudzenia, by nigdy nie zapomnieć, jak trudno pokonać wysoką inflację. Rzecz jasna, na razie nic nie zapowiada powtórki hiperinflacji z lat 90. (choć niektórzy ekonomiści wskazują na niebezpieczeństwo jej pojawienia się w związku z ogromną liczbą dolarów i euro „wydrukowanych” w ostatnich latach przez banki emisyjne USA i Eurolandu). Wszelako na hydrę inflacji uważać trzeba zawsze, a to oznacza: ustawicznie z nią walczyć, bo potrafi „odrosnąć” bardzo szybko i niemal niezauważenie, czego dowodem choćby najnowszy styczniowy jej skok w Polsce, skok znacznie powyżej prognoz (jeszcze w grudniu, czyli pierwszym od dawna miesiącu ponownego panowania inflacji, jej wskaźnik zatrzymał się na poziomie 0,8 proc., porównując grudzień 2016 r. z grudniem 2015 r.).
I właśnie z tego powodu od tej pory zaczynamy z większą uwagą przyglądać się obecnemu składowi Rady Polityki Pieniężnej, która prowadząc politykę kursową, jednocześnie toczy walkę z inflacją. Będziemy badać, czy w RPP górę biorą zwolennicy twardej walki z inflacją – „jastrzębie”, czy wręcz przeciwnie – zwolennicy miękkiej polityki wobec niej, czyli „gołębie”. A właśnie taka, do pewnego stopnia „gołębia”, proinflacyjna polityka, niekorzystna dla konsumentów, jest na rękę rządowi, któremu w warunkach podwyższonej inflacji łatwiej zapełniać kasę państwa, czyli także robić prezenty swym wyborcom. Czyim zatem sojusznikiem okaże się RPP: obywateli czy rządu?
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.