Rok temu po raz pierwszy w dziejach na wojsko wydanych zostało globalnie więcej niż 2 bln dol., choć przecież Rosja nie przystąpiła jeszcze wtedy do nowego ataku na Ukrainę. Już pierwsza rosyjska agresja z 2014 r. zapoczątkowała wzrostowy trend, a tegoroczna sprawiła, że zwiększone wydatki na obronność stały się jednym z priorytetów nawet w krajach, które nie graniczą bezpośrednio z Rosją. Kraje NATO nagle przypomniały sobie o zobowiązaniu do przeznaczania na armię co najmniej 2 proc. PKB i w tym roku spełni je aż dziewięć krajów członkowskich. Na ostatnim szczycie NATO w Madrycie postanowiono o zwiększeniu liczebności sił szybkiego reagowania wschodniej flanki z obecnych 40 tys. żołnierzy do 300 tys. Aby temu sprostać, konieczne będą jeszcze większe wydatki, które po latach marazmu wreszcie stają się faktem. Same tylko Niemcy uchwaliły w marcu dodatkowe 100 mld euro na modernizację i rozwój swojej armii.
Setki miliardów na stole
Polska od lat zaliczała się do ścisłej czołówki sojuszu pod względem środków przeznaczanych na obronność, lecz w ciągu ostatnich miesięcy przechodzi samą siebie. Biorąc pod uwagę wielkość wydatków w stosunku do PKB, więcej na wojsko wydają jedynie Stany Zjednoczone i Grecja. Plan modernizacji polskiej armii przyjęty na lata 2021–2035 zakłada wydanie aż 524 mld zł, a docelowo na armię państwo ma przeznaczać aż 3 proc. PKB (w tym roku 2,42 proc.).
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.