Ucieczka z raju czy z tonącego okrętu?

Ucieczka z raju czy z tonącego okrętu?

Dodano: 
Flaga Unii Europejskiej oraz Polski
Flaga Unii Europejskiej oraz Polski Źródło: PAP / Darek Delmanowicz
Kreślenie planów wyjścia z Unii Europejskiej oznacza w realiach polskiej debaty publicznej popełnienie jednej z najcięższych myślozbrodni. Dla dobra naszej ojczyzny warto jednak tego typu myślozbrodnię popełnić. Jeszcze większą krzywdę Polsce zadajemy, nie obmyślając dla niej żadnego „planu B”.

P erspektywa wyjścia z Unii Europejskiej dla dobra Polski musi być stale brana pod uwagę, nawet jeśli zdecydowana większość klasy politycznej i społeczeństwa jest jej przeciwna. Należałoby tak czynić nawet wówczas, gdybyśmy dogadywali się z Berlinem i Brukselą we wszystkich sprawach i wspólnie tworzyli najbardziej zaawansowany gospodarczo obszar na świecie. Nasz związek z Unią to nie małżeństwo z wymogiem nierozerwalności, lecz pewna określona strategia polityczna, którą trzeba nieustannie poddawać krytycznej debacie.

Niezdefiniowana obecność

Czymś absolutnie oczywistym jest to, że przystępując do organizacji międzynarodowej, każdy kraj powinien mieć na wstępie przynajmniej zarysowane ogólne warunki przynależności do niej. Gdy Polska wstępowała do NATO, czyniła tak głównie dlatego, że chciała uzyskać trwałą ochronę przed Rosją. Z tego względu gdyby pewnego dnia w obrębie sojuszu pojawiła się idea nawiązania przyjacielskich stosunków z Kremlem lub całkowitego rozbrojenia wschodniej flanki, z pewnością skłoniłoby to nas do pospiesznego szukania innych sojuszników.

Analogicznie powinno być również w przypadku polskiej obecności w strukturach Unii Europejskiej. Problem jednak w tym, że nasza akcesja z 2004 r. dokonała się bez ściśle zdefiniowanych ram oraz celów, które chcemy dzięki niej osiągnąć. Zarówno najbardziej prounijnymi na całym kontynencie Polakami, jak i wybieranymi przez nich politykami kierowała od samego początku bliżej niesprecyzowana chęć doścignięcia Zachodu pod względem materialnym i politycznego związania się z nim, aby jak najszybciej wyrwać się z rosyjskiej strefy wpływów. Na ołtarzu pogoni za „unijną średnią” złożono już w ten sposób wiele ofiar z suwerenności. Dość naiwnie założono przy tym, że otwarcie rynków Europy Środkowo-Wschodniej na oścież przed niemieckim kapitałem nie przyniesie ze sobą wzmocnienia mocarstwowych apetytów Berlina.

Nie zdefiniowawszy sobie od samego początku tego, co będzie stanowiło nieprzekraczalną granicę polskiej racji stanu w zakresie gospodarczym i politycznym, polskie elity polityczne popełniły rażący błąd w postaci odmowy refleksji na temat tego, jak mogłoby wyglądać życie poza Unią. Im dłużej tego typu rozważania zaniedbywano, tym bardziej ewentualny polexit urósł do miana niewyobrażalnej katastrofy. Wieloletni brak rzetelnej debaty na temat alternatywy dla polskiej obecności w strukturach Unii Europejskiej został jednocześnie bezbłędnie rozegrany przez Berlin i Brukselę, które już od dłuższego czasu narzucają Warszawie coraz bardziej upokarzające warunki. Mając do czynienia ze zdesperowanym państwem i sparaliżowanym umysłowo społeczeństwem, które gotowe jest zrobić wszystko, aby tylko pozostać we wspólnocie, eurokraci poczynają sobie coraz zuchwalej.

Dał nam przykład Brytyjczyk

Pierwszym i jak dotąd jedynym przypadkiem opuszczenia Unii Europejskiej jest brexit. Wprawdzie w Polsce nie brak głosów krytycznych pod adresem Brytyjczyków, że uciekając, zaburzyli równowagę sił na korzyść Berlina, lecz jest to raczej złość na tych, którzy potrafili wyraźnie zakreślić warunki brzegowe swojej suwerenności.

Całość dostępna jest w 14/2023 wydaniu tygodnika Do Rzeczy.

Autor: Jakub Wozinski
Czytaj także