Rząd zawiódł pracowników budżetówki. Mówią o frustracji

Rząd zawiódł pracowników budżetówki. Mówią o frustracji

Dodano: 
Premier Donald Tusk
Premier Donald Tusk Źródło: PAP / Marcin Obara
Pracownicy sfery budżetowej mają pretensje do rządu, ponieważ jak wskazują, 20 proc. podwyżki płac to fikcja.

Podwyżki płac o 20 prac. dla sfery budżetowej to przedwyborcza obietnica KO. "Mimo perturbacji rządowi udało się dopiąć 20 proc. podwyżki dla budżetówki. Problem w tym, że postanowiono liczyć je od wynagrodzeń za ostatni dzień 2023 r. Kto zarabiał minimalną krajową przed podwyżkami, po podwyżkach znów na niej wylądował" – wskazuje serwis wyborcza.biz.

Postulat podwyżek dla pracujących w sferze budżetowej podnoszony był głównie przez związki zawodowe. Później przejęła go Lewica, a ostatecznie, w kampanii, wziął go na polityczne sztandary Donald Tusk. – Budżetówka musi dostać 20 proc. – i to jest zaledwie wyrównanie – mówił we wrześniu.

Jednak gdy już przejął władzę, Tusk wskazywał: – Tak jak mówiliśmy, zapewniamy w budżecie wzrost wynagrodzeń i uposażeń, w tym kwot bazowych, o 20 proc. dla wszystkich pracowników państwowej sfery budżetowej oraz żołnierzy i funkcjonariuszy, także celników.

Niuansował jednak: – Chwilę później niuansował: – Warto pamiętać, że 20 proc. dla sfery budżetowej to nie są pieniądze np. dla tych, którzy pracują w urzędach gminnych, wiejskich, czyli dla pracowników samorządowych. "Rządowi udało się sprawę budżetu i obiecanych podwyżek teoretycznie dopiąć. Teoretycznie, bo wciąż istnieje duża grupa pracowników i pracownic, która czuje się przez Tuska i nowy rząd oszukana" – czytamy.

Ustawowa konieczność

– Z wielką radością i nadzieją przyjęliśmy słowa premiera Tuska, który obiecał nam 20 proc. podwyżki. Z tym że naprawdę liczyliśmy na to, że będą to podwyżki nakierowane na ratowanie sfery budżetowej i docenienie naszych kompetencji, a nie, że będzie to jedynie ustawowa konieczność – mówi Edyta Różycka, szefowa związku zawodowego w KRUS-ie.

Z kolei pracownica Straży Granicznej zaznacza, że "podwyżki od nowego rządu były liczone od podstawy z 31 grudnia 2023. Zarabiałam wtedy 3600 zł brutto, czyli równo płacę minimalną i to tylko dlatego, że wyrównywano mi do niej stawkę premią". – To chore, ale moja podstawa była poniżej minimalnej, bo w budżecie wynagrodzenia regulują inne przepisy. Tak jest i tyle. Od stycznia zarabiam wciąż minimalną. Jakby policzyć od mojej podstawy z grudnia, to podwyżka o 20 proc. to podwyżka do nowej minimalnej – zauważa.

Bibliotekarze oburzeni

"W specyficznej sytuacji znalazła się także część pracowników kultury. Nie wszystkie instytucje, które można przypisać do tej grupy znalazły się w gronie objętych podwyżkami, choć również od lat apelują o lepsze płace" – opisuje wyborcza.biz. – Byliśmy wyłączeni z obligatoryjnych podwyżek, ale zainterweniowaliśmy w Ministerstwie Kultury. Dostaliśmy po tej interwencji o 20 proc. większy budżet na pensje. Problem w tym, że nie należymy do ścisłej sfery budżetowej, dyrekcja może rozdzielać ten budżet jak chce, więc pieniądze nie trafiają do wszystkich. Niektórzy dostali podwyżki do 4700 zł brutto, niektórzy do 4800 zł brutto. I oczywiście bez wyrównań i spłaty od stycznia – narzeka Agnieszka Tulik, szefowa Związku Zawodowego Pracowników Biblioteki Narodowej.

Czytaj też:
Kancelaria Tuska "puchnie". W ciągu pół roku zatrudniono prawie 100 osób
Czytaj też:
Rząd po cichu szykuje podwyżkę podatków. "Widać cztery zwiastuny"

Źródło: wyborcza.biz
Czytaj także