Bączki

Dodano:   /  Zmieniono: 
Po 1989 roku Polska tylko raz zamówiła na swój temat badania opinii publicznej z  prawdziwego zdarzenia, przeprowadzone na reprezentatywnej próbce, od razu w kilkunastu krajach. Stało się tak przy okazji święta ulubionej dyscypliny sportu ówczesnego premiera Donalda – mistrzostwami Europy w piłce nożnej w 2012 roku. Wyniki były, używając języka dyplomacji, zaskakujące. 38% obywateli sąsiadujących z nami Republiki Federalnej Niemiec, nie było w stanie wymienić jednego hasła czy nazwy związanej z Polską, typu stolica Warszawa. I wcale nie był to najgorszy wynik tego badania. W przypadku Francuzów czy Holendrów, dwie trzecie zapytanych z niczym, ale to absolutnie z niczym nie kojarzyło Polski.

Spadek po żelaznej kurtynie, gdzie nawet prognoza pogody w zachodnich serwisach informacyjnych  przez pełne dwie generacje nie obejmowała obszaru Europy Środkowej? Tak, ale nie tylko.

W tym samym 2012 roku, kiedy w sejmowym exposè  ministra Sikorskiego na temat polityki zagranicznej jego doradcy w ostatnim momencie zmienili wyrażenie: „najpotężniejsza od tysiąca lat”; na trochę mniej dziwnie brzmiące: „współczesna Polska jest najlepszą, jaką mieliśmy”, wiele usłyszeć mogliśmy na temat sukcesów naszej prezydencji w Radzie Unii Europejskiej, w tym jej flagowego projektu: Partnerstwa Wschodniego.
W odtrąbieniu triumfu polskiej dyplomacji w niczym nie przeszkodziło wówczas równoległe niemieckie weto co do finansowych środków, które miały być przysłowiową „marchewką” dla państw Europy  Wschodniej, które pragnęły wyzwolić się spod wpływu Moskwy:  Ukrainy, Białorusi czy Gruzji.

Unijna prezydencja  dała Polsce jednak okazję do jeszcze czegoś innego.  W ramach jej oprawy wyprodukowaliśmy wówczas - poza tandetnymi, nakrapianymi w małe białe kropki czerwonymi krawatami àla ZSMP,  do dzisiaj zresztą chętnie  zakładanymi, bynajmniej nie tylko przez posłów  PO czy PSL -  bączki. Prawdopodobnie mimowolnie, ale jednak dobitnie wyrażono nimi  kwintesencję III RP. Bączki  drewniane, znane od pokoleń naszym dziadom i pradziadom, mające jednak pewną wadę. Nie potrafią kręcić się wokół własnej osi z powodu źle rozłożonego środka ciężkości, i to za cenę: 70 PLN/sztuka.

Po tym, jak Komisja Europejska ogłosiła votum nieufności wobec nowego polskiego rządu, udzieliłem zagranicznym mediom dobry tuzin wywiadów, jak nigdy wcześniej w życiu. Dziennikarze, których zwykle nigdy nie widziałem na oczy, wydzwaniali z prośbą o komentarz.  Jeśli miałem tylko czas, mówiłem lub odpowiadałem via email maksymalnie obszernie. Wspominałem o sytuacji w Polsce, a jeszcze bardziej o problemach, które stoją przed UE. O wielkich geopolitycznych projektach, w które jesteśmy zanurzeni: nowym Jedwabnym Szlaku, strefie wolnego handlu od Lizbony po Władywostok, zwanej też planem Merkel-Putin, o negocjowanym obecnie z USA Transatlantyckim Porozumieniu Handlowo-Inwestycyjnym z USA, we wszystkich których wyszehradzka Europa, a już na przykład nie Niemcy, są integralną częścią. Tłumaczyłem, dlaczego polityka brukselskiego trio: Juncker-Tusk-Schulz prowadzona wobec imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu, to zabójstwo dla strefy Schengen, a niewykluczone że dla całej Unii Europejskiej. Przynajmniej w kształcie,  który znamy.

Żadna z merytorycznych części tych wypowiedzi nie została wycięta, ani przekręcona. Wszystkie zostały opublikowane, bądź wyemitowane. To wszystko krótkie i bardzo jednostkowe doświadczenie, jasne. A jednak...

Pytany jeszcze w latach osiemdziesiątych Stefan Kisielewski o powód, dlaczego publikuje na łamach nie do końca podzielającego jego poglądy „Tygodnika Powszechnego” – jako jednego z bardzo nielicznych wówczas pism zaznaczającego ingerencje cenzury, a co jeszcze ważniejsze wydawanego legalnie periodyku – zwykł odpowiadać: „ważne jest to, co się mówi. Niemniej ważne jest to, jakiej wysokości  jest  ambona, z której się mówi”.

Kto wie, czy przyszłotygodniowa debata w Parlamencie Europejskim i szerzej:  wzmożone obecnie zainteresowanie Polską w Europie nie jest właśnie taką  amboną? Wielką szansą, abyśmy znowu mogli powiedzieć: a jednak się kręci?

Autor: Maciej Szymanowski
Czytaj także