Widział Pan film "Tylko nie mów nikomu"?
Tak, widziałem.
I co?
Ten film ma trzy poziomy oceny. Pierwszy, to o ile dobrze liczyłem osiem przypadków, w których osoby, które zostały skrzywdzone przez kapłana a potem zostały w różny sposób zostawione sobie. W kuriach albo lekceważono ich doniesienia, albo przyjęto je, ale nie informowano ich, jaka jest procedura i wynik, lub też te osoby mogły się zderzyć z niepokojącą informacją, że kapłan, który je prześladował i który w tych dwóch wypadków odbył karę więzienia, przeniesiony jest albo na inną parafię, albo prowadzi działalność, w której może, choć nie musi zetknąć się z dziećmi. To pierwszy plan tego filmu.
Drugi plan oceny, negatywny, to wprowadzenia do niego wątków czysto antyklerykalnych. Niekiedy wynikają one albo z niezrozumienia istoty Kościoła, co prowadzi do mało wiarygodnych "ustawek". Jeżeli ktoś idzie i dzwoni o dowolnej godzinach do biskupa, i oburza się, że nie dochodzi do spotkania, to jest to tani chwyt. Ta scena ma stworzyć wrażenie Kościoła, który nie chce skonfrontować się z ofiarą, choć formuła przyjmowania w takiej kurii może jest zbyt sztywna, ale każdy dziennikarz wie, jak to wygląda. Nie można podejść, zadzwonić i powiedzieć "dzień dobry, chciałbym spotkać się z biskupem". On ma też swój program zajęć.
Zwłaszcza, że nie było wiadomo, że to jest ofiara.
Druga rzecz to skonfrontowanie tych wypowiedzi z trzema osobami, które płoną od emocji raczej niechętnych Kościołowi. To jest były ksiądz Stanisław Obirek, Artur Nowak, adwokat i w pewnym stopniu jego żona.
Występuje jako ekspert.
Tak, ale niekiedy wychodzi z roli nie formułując tego wprost, jednak sugerując, że problemem jest celibat. Wreszcie trzeci plan tego filmu, czyli kontekst polityczny. Autor wypuszcza ten film na dwa tygodnie przed końcem kampanii i nie może być zdziwiony, że w kampanii pojawia się wątek pedofilii. Tym wszystkim, którzy mówią, że nigdy nie ma dobrego terminu odpowiadam, że jest. Można było opublikować ten film np. tydzień po wyborach.
Czy jakość tego filmu obniża fakt, że współproducentką tego obrazu jest Joanna Scheuring-Wielgus, kandydatka Wiosny do PE?
Na pewno autor tego filmu powinien trzymać się z daleka od polityków.
Była zbiórka publiczna, a ci, którzy dali najwięcej, znaleźli się w napisach.
Tam było chyba z 200 nazwisk. Nie wiem, ile wpłaciła Scheuring-Wielgus. To, że wpłaca polityk, to nie wina Sekielskiego. Ktoś kto otwiera otwartą zbiórkę, nie ma wpływu, kto wpłaci. Ale co innego jest ważniejsze.
Ten film pokazuje jedną rzecz, która w Polsce nie jest specjalnie zauważana, ponieważ wrogowie Kościoła lubią utrzymywać jego wizerunek jako siły wszechpotężnej. Natomiast ludzie bardzo życzliwi Kościołowi mają pewne problemy ze wskazywaniem problemów Kościoła. Otóż ta słabość polega na strukturze, w której polski Kościół jest konfederacją stu iluś niezależnych biskupów. I to utrudnia prowadzenie skoordynowanej akcji, np. przeciwdziałania takich patologiom. To powoduje, że tak łatwe jest przenoszenie do innych parafii, czy przymykanie oczu, że taki kapłan gdzieś funkcjonuje schowany tak, by nie było go widać. Jest dużo łatwiejsze jeżeli nie ma mechanizmu, który kiedyś był wymuszony przez komunizm, że prymas ma żelazną władzę nad biskupami.
Nawet Konferencja Episkopatu Polski nie ma władzy nad biskupami.
Z tego są konsekwencje. Pierwsza konsekwencja jest taka, którą kiedyś widzieliśmy w przypadku takich kapłanów, którzy przekraczali granicę między działalnością kościelną a medialną, szczególnie w mediach niezbyt przychylnych Kościołowi. Wytworzyli oni sobie praktykę kapłańską, w której mogą funkcjonować pomiędzy dwoma diecezjami tzn. w jednej są formalnie, a w drugiej działają. I wtedy się zaczyna zabawa w kotka i myszkę. Mamy teraz taką zabawę z ks. Wojciechem Lemańskim, który formalnie jest kapłanem diecezji warszawsko-praskiej, ale działa w łódzkiej i co rusz wypowiada się w sposób bulwersujący wielu katolików. To jest tylko ilustracja tego zjawiska. Broń Boże nie porównuję jego drastyczności do przypadków pedofilii.
Inny przykład, przykład zakonnika, który zbudował Licheń, gdzie decyzje podjął Watykan, ale jest ona niejawna. Dlaczego ktoś, kto zgłosił takie zażalenie, że został skrzywdzony nie ma prawa do informacji, jaką decyzję podjęła Stolica Apostolska? W tym zakresie fragment filmu był porażający. Dlatego jeśli pyta mnie pan o ten film, to odpowiedź nie może być jednoznaczna. Tych trzech planów nie da się od siebie oddzielić.
Ale jest jeszcze czwarty plan.
Czwarty plan, czyli związki ze Służbą Bezpieczeństwa, pominięty w filmie.
Film jest bardzo wciągający, sugestywny. Reportaż jest jednak wymierzony w św. Jana Pawła II, choć dowodów na winę papieża Polaka nie usłyszeliśmy.
To jest słabość tego filmu. Dziwię się autorowi, że nie potrafił się powstrzymać od takiego wątku.
To jest wytrawny dziennikarz. Dlaczego pana zdaniem to zrobił?
Domyślam się, że w naturalny sposób dostał te kontakty do ofiar od adwokatów, którzy zajmują się takimi sprawami. Jest ich niewielu. Ci adwokaci w miarę, jak zaczynają zderzać się z nieczułością kurialną, to zaczynają coraz bardziej płonąć antyklerykalizmem. Tego typu wypowiedzi nie służą w filmie przekonaniu, że autor potrafił zachować obiektywizm. Myślę, że Sekielski bardzo mocno utożsamił się z tymi ofiarami i zatracił trochę miarę w sugerowaniu chęci ukrywania sprawy przez przewodniczącego Episkopatu i jego zastępcę.
Mój największy zarzut wobec tego filmu jest taki, że został wyemitowany 10 maja, a Tomasz Sekielski musiał wiedzieć, że jest to kluczowy moment dla kampanii. To powoduje, że podobnie jak pół roku temu film "Kler" – dokument Sekielskiego postrzegany bywa jako elementem kampanii wyborczej. Oczywiście miał on prawo do wyznaczenia daty premiery filmu na dowolną datę. Ale jeśli tak robi, to niech się nie dziwi, że potem przypisuje się temu filmowi chęć wpłynięcia na wybory. Także można się zastanawiać można się zastanawiać, na ile Leszek Jażdżewski zrobił swój show, wiedząc, że tydzień później będzie film. W jakim stopniu politycy o tym wiedzieli? Przecież Grzegorz Schetyna miał gotowy speech o pedofilii.
No i teraz mamy zderzenie dwóch spojrzeń. Jedno mówi "milczeć, wymowa oskarżycielska tego filmu jest tak porażająca wymowa, że wszelkie pytania o datę, polityczne usytuowanie filmu to zacietrzewienie". No dobrze, tylko że ja mogę zadać pytanie, w jakim stopniu autor powinien przewidzieć, jakie będą efekty premiery w tak gorącym politycznym czasie. Przecież Sekielski mógł wyznaczyć premierę tydzień po niedalekich wyborach 26 maja. Im bardziej odrywamy film od bieżących kontekstów, tym bardziej mamy gwarancję, że taki film jest brany serio przez obie strony.
Ewa Kopacz już głosi, że wykład Jażdżewskiego i Tuska pomógł w poprawie notowań Koalicji Europejskiej. Czy teraz film Sekielskiego także pomoże opozycji?
Jeżeli portale polityków partii Wiosna z entuzjazmem informują, że ileś milionów obejrzało ten film, to ujawnia, że ci ludzie mają nadzieje z tym związane. Ten film pokazuje, że Kościół nie zrozumiał, jak pilne jest stworzenie przyjaznych mechanizmów wysłuchania ofiar. Jestem w stanie zrozumieć, że przybycie do kurii może być czymś traumatycznym. Tym bardziej, jeśli rozmowa przybiera formę dość oschłego wypytywania o szczegóły dodatkowo jeszcze w aurze ścisłej tajemnicy. Z kolei żądania, aby powstawały państwowe komisje, to powstaje pytanie, na jakiej podstawie miałyby działać, bo spora część tych sprawy formalnie jest już przedawniona.
Nie możemy jednak abstrahować od tego, że najważniejsi kapłani byli zarejestrowani przez Służbę Bezpieczeństwa, czego z filmu się nie dowiedzieliśmy.
Tu przechodzimy do kolejnego problemu, że Kościół test na rozwiązywanie takich spraw oblał bardzo lekko przechodząc nad sprawą lustracji w Kościele. Przecież bodaj dekadę temu usłyszeliśmy oświadczenie Episkopatu, że żaden z chyba trzydziestu przypadków współpracy arcybiskupów, czy biskupów nie był ani szkodliwy. Teraz się to mści.
To miało znaczenie? Jak choćby współpraca z SB kapłana, spowiednika Lecha Wałęsył?
Trudno się oderwać od myśli, że w otoczeniu Lecha Wałęsy było dużo współpracowników SB. Można sobie zadać pytanie, jak bardzo ta służba w samym centrum państwa w roli kapelana Prezydenta RP mogła pchnąć księdza Cybulę do przekonania, że może sobie pozwolić na wszystko. Pochodzę z Gdańska i zetknąłem się z ks. Cybulą w trakcie matury religijnej. Zawsze czynił na mnie wrażenie osoby kryjącej w sobie niedobrą tajemnicę.
Kościół jest inną instytucją niż organy świeckie. Bardzo chwali się Kościół za wysokie stawianie miłosierdzia. Bardzo często są kapłani, którzy są bardzo przeciwni tradycjonalnemu przekonaniu, że Bóg za dobro wynagradza, a za zło karze stawiają tezę, że piekło jest puste. Gdy mowa o abstrakcyjnych grzechach to Kościół jest chwalony za wyraziście podkreślaną wagę miłosierdzia Bożego i ludzkiego.
Ale gdy chodzi o pedofilię, naturalna jest skłonność do jak największej surowości. I słusznie. Tyle, że musimy przyjąć, że w wypadku iluś biskupów i pedofilów – metropolici mogą się kierować kierować przekonaniem, że jeśli mieli do czynienia z bardzo szczerym wyznaniem grzechów i obietnicą poprawy, to powinni dać jeszcze jedną szansę takiemu upadłemu kapłanowi. Nie wykluczam, że może to bywać maską dla kolesiostwa i logiki mafijnej solidarności hierarchów, którzy mają podobne grzeszki na sumieniu.
My jeszcze tego w Polsce chyba nie widzimy, ale w Stanach Zjednoczonych zdarzali się już ludzie, którzy po wielu latach próbują fałszywie oskarżać księży.
Owszem mieliśmy taki wypadek w przypadku konserwatywnego kandydata do Sądu Najwyższego. Jak spod ziemi wyrosła pani, która twierdziła, że była molestowana. Potem okazało się, że to nieprawda. Przypadki podane przez Sekielskiego sprawiają wiarygodne wrażenie, ale z czasem mogą się pojawić też zarzuty, które mogą być bardziej kontrowersyjne. Byłbym spokojny, gdyby Episkopat powołał jedną, centralną komisję. W takich sprawach zdobywanie doświadczenia psychologicznego jest bardzo ważne. Powinni wejść do niej kapłani o dużym doświadczeniu życiowym i umiejętnościach ustalania prawdy nawet po wielu latach. Jak słyszę śpiewkę, że w każdej diecezji będzie pełnomocnik, to każdy z nich spotka się z jednym przypadkiem i nie nabierze doświadczenia. To nie jest dobry sposób na rozwiązanie problemu. Ale taka centralna komisja musiałaby być powołana przez wszystkie biskupstwa i być obdarzona autorytetem i domniemaniem jej wiarygodności. Pytanie, czy Kościół zdecyduje się na takie rozwiązanie.
Czytaj też:
Ks. prof. Bortkiewicz: Oglądałem film Sekielskiego wręcz z fizycznym bólem