Rafał A. Ziemkiewicz jest publicystą rozdwojonym. W swoim tekście „Dłużej Rosji niż Putina” jawi się niczym doktor Jekyll i pan Hyde – w dwóch różnych wcieleniach.
Pierwsze wcielenie mojego kolegi po piórze to trzeźwy obserwator aktualnej polityki europejskiej. Realistycznie zauważa on, że Rosja prowadzi obecnie „politykę absurdalną, skupioną na tworzeniu pozorów mocarstwowości i sprzeczną z własnymi interesami”. Z takiej trafnej obserwacji wyciąga kolejny trzeźwy wniosek: „Bardzo trudno się dziś układać z Rosją na racjonalnych zasadach”.
Jednak w tym jednym tekście pojawia się drugie wcielenie mojego redakcyjnego kolegi. To Rafał A. Ziemkiewicz powtarzający wciąż jak akt wiary: „Trzeba jednak próbować [porozumieć się z Rosją – przyp. P.S.], a przynajmniej być gotowym”. A parę akapitów dalej sugeruje, że złe stosunki Polski z Rosją to intryga zachodnich sojuszników, którzy zacierają tylko ręce, widząc, jak dajemy się podpuszczać.
Ten drugi Rafał A. Ziemkiewicz odkłada gdzieś na bok swoją zdolność chłodnej oceny rzeczy i deklaruje wiarę. Ta wiara zbudowana jest na trzech artykułach. Po pierwsze: Putin nie jest wieczny, więc w domyśle tylko patrzeć, jak zjawi się ktoś rozsądny i niewojowniczy. Po drugie: PiS powinien porzucić swoją antyrosyjskość z sugestią, że jest to jakaś fobia czy uraz. Po trzecie wreszcie: ma głęboki sens szukanie w rosyjskim żywiole „pierwiastków racjonalności”.
Jednak zaraz potem wraca Rafał A. Ziemkiewicz realista, który wzdycha, że ciężko układać wobec Rosji racjonalną politykę, gdy ona sama nie chce być racjonalna tak jak w latach 1906–1915, gdy zderzał się z tym Dmowski. Za chwilę jednak Rafał znów zmienia się w człowieka wiary i optymistę – skoro wtedy lider narodowej emigracji „przeprowadził Polskę” do sukcesów, to tylko patrzeć, jak także teraz uda się nam znaleźć jakieś cudowne wyjście z klinczu na linii Warszawa – Moskwa. (...)