Czy lepszy jest ten kandydat państwa – na przykład Polski – na wysoki urząd unijny – komisarza UE czy, dajmy na to, przewodniczącego Rady Europejskiej – którego bez mrugnięcia okiem zatwierdzają liderzy innych państw – czy wręcz przeciwnie – ten, o którego trzeba toczyć zażarte boje? Czasami stawiając na swoim, a czasami – co w każdym prawdziwym, nieudawanym starciu może się zdarzyć – przegrywając? Rzecz jasna – lepszy z punktu widzenia interesów państwa, które go deleguje, a nie państw, które się na jego kandydaturę łatwo lub z trudem zgadzają – albo w ogóle nie zgadzają.
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.