Niedawno do nowych faktów dotyczących śmierci młodej Polki w kurorcie Marsa Alam dotarli dziennikarze "Interwencji". Chodzi o nieznane dotąd dokumenty. To m. in. wyniki badań tomografem komputerowym, przeprowadzonych po tym, gdy Magdalena Żuk rzekomo próbowała popełnić samobójstwo. Według Marcina Popowskiego, detektywa, który wiedział wyniki, obrażenia młodej kobiety były nietypowe. Nietypowe dlatego, że wystąpiły głównie po jednej stronie ciała. – W tym przypadku obrażenia wskazują, że ciało zostało wyrzucone z okna, ewentualnie było zupełnie bezwładne – twierdzi detektyw.
Rodzina kobiety przekazała dziennikarzom także raport toksykologiczny, z którego wynika, że kobieta była pod wpływem narkotyków. Kolejne nowe doniesienia dotyczą telefonu komórkowego Polki. Dzień po przyjeździe do Egiptu, telefon kobiety zalogował się na Morzu Czerwonym. 20 km od lądu.
Czytaj też:
Nietypowe obrażenia i obecność narkotyków we krwi. Nowe fakty ws. śmierci Magdaleny Żuk
Pełnomocnik rodziny twierdzi, że upadek z okna egipskiego szpitala miał zatuszować powstałe wcześniej obrażenia. – Wszystko służyło tylko temu, by zatrzeć inne ślady. Egipt żyje z turystyki. Jaki ma interes w tym, by tak długo nie wydawać Polsce dokumentów ze śledztwa? Jeśli nie mieliby nic do ukrycia, to wszystko by nam przesłali. To nie jest naturalne – przekonuje mec. Paweł Jurewicz.
Prokuratura Okręgowa w Jeleniej Górze już od dwóch lat prowadzi śledztwo w sprawie śmierci Magdaleny Żuk. – Ostatnie doniesienia nie są niczym nowym. Dane z nadajników znamy od dawna. Rodzina podaje, że telefon Magdaleny Żuk logował się 20 km od brzegu. Tyle, że chodzi o nadajnik o bardzo dużym zasięgu, który obejmuje także kawałek wybrzeża. Z tych informacji nie wynika, że Polka wypłynęła w morze. Świadkowie mówią zgodnie, że nie oddalała się z hotelu. Udało nam się odtworzyć trasę, jaką się poruszała – powiedział Wirtualnej Polsce prok. Tomasz Czułowski z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.