Dziś ma zapaść wyrok w sprawie Mirosława Ciełuszeckiego, przedsiębiorcy, który od ponad 17. lat jest oskarżony w kuriozalnym procesie na Podlasiu. Pan mocno zaangażował się w tę sprawę?
Jarosław „Jarema” Dubiel: Różnymi podobnymi sprawami zajmuję się od lat 70. Bo współpracowałem już wtedy z Zofią i Zbigniewem Romaszewskimi. Sprawa Mirosława Ciełuszeckiego przypomina bardzo mocno sprawy z czasów komuny.
W jakim sensie?
W latach 70. Uderzał brak nadziei na to, że coś uda się zmienić. Gdy kilka lat temu poznałem Mirosława CIełuszeckiego był on mocno przybity. Jak mówił właśnie tym poczuciem beznadziei. Wielu ludzi miało poczucie, że nic się nie da zrobić. W tym sensie to to samo, co w PRL. Podobna jest wszechwładza władzy. Dowód dla sądu nie jest żadnym argumentem, ale brak dowodu też nie jest żadnym argumentem, bo można ludzi wskazywać w oparciu o fałszywe zeznania, albo nawet nie mając zeznań. Dokładnie to widzimy w sprawie Mirosława CIełuszeckiego. Serwer z danymi zaginął, a mimo to człowiek został skazany. To zaprzeczenie fundamentalnej zasady prawa, że dopóki nie udowodni się winy, oskarżony jest niewinny. Tymczasem tutaj to Mirosław CIełuszecki musi dowodzić swojej niewinności. To ewidentna analogia do lat 70.
W okresie PRL ludzie dobrej woli o różnych poglądach – lewicowych, prawicowych – jednoczyli się w ramach antykomunistycznej opozycji. W sprawie Mirosława Ciełuszeckiego przeciwko przedsiębiorcy od lat występuje aparat państwa, ale przeciwko tym działaniom zjednoczyli się bardzo różni ludzie, także dawni opozycjoniści?
Tak. Dla wszystkich, od prawa, do lewa, poprzez centrum sprawa ta oburza wiele osób. I oprócz samej ludzkiej tragedii przedsiębiorcy, wszystkich zasmuca to, w jaki sposób prawo, służy legalizacji bezprawia. To się nakłada na inne sprawy. Niedawno mieliśmy sprawę Jana Śpiewaka, który walczył z dziką reprywatyzacją, a decyzją sądu to on musi przepraszać za mówienie prawdy. To bardzo niebezpieczne. Bo młode pokolenie, które patrzy na takie bezprawie, może sobie stworzyć światopogląd, w którym w ogóle nie ma prawa. A to już krok do piekła, w które może przerodzić się nasza codzienność. Dlatego sprawa Mirosława Ciełuszeckiego ma dużo głębszy wydźwięk niż osobisty ludzki dramat. Choć ten jest oczywiście też istotny. Jednak przede wszystkim ta sprawa pokazuje, że cała struktura wymiaru sprawiedliwości w Polsce jest przegniła. A napis na sądzie „Sprawiedliwość ostoją Rzeczypospolitej” w obliczu takich wyroków zakrawa na kpinę.
Czytaj też:
Pokonać wymiar (nie)sprawiedliwościCzytaj też:
Zniszczenie życia przedsiębiorcy. Gang Olsena z prokuratury
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.