Polityk niepolityczny, którego słowa brzmią jak zbiorowa terapia, jest trochę jak wódka bezalkoholowa.
Ani to smaczne, ani nie wali po głowie, więc pić się nie opłaca. I dlatego nie sądzę, by Szymon Hołownia miał najmniejsze szanse w wyborach prezydenckich.
Szymona Hołownię znam od wielu lat. Znam i szczerze lubię, choć im dłużej się znamy, tym rzadziej w różnych kwestiach się zgadzamy. Jego teologii zwierząt nie kupuję, a nawet uważam ją za intelektualne i religijne szalbierstwo, które z chrześcijaństwem niewiele ma wspólnego. Doceniam natomiast zaangażowanie na rzecz misji w Afryce, które sprawia, że wiele dzieciaków – dzięki rozmaitym inicjatywom Szymona – ma co zjeść i jak się uczyć. Istotne znaczenie miała także popkulturowa forma preewangelizacji, którą prezentował showman i która – nawet jeśli nie przekonywała starszych – to do nastolatków trafiała znakomicie.
Źródło: DoRzeczy.pl
© ℗
Materiał chroniony prawem autorskim.
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.