Jak tłumaczy Macierewicz "ówczesna relacja Putina i Szojgu jest sprzeczna z ustaleniami MAK-u i komisji Millera". – Pokazują zupełnie inny przebieg tragedii. (…) Wydaje się, że brak tych informacji w sposób bardzo daleko idący wprowadzał w błąd i polską komisję, i organy śledcze państwa polskiego, i oczywiście opinię publiczną – dodaje.
Noc po katastrofie
Macierewicz wyjaśnia, że w relacji rosyjskich urzędników nie pojawia się ani kwestia brzozy, w którą miał uderzyć Tu-154M i stracić część skrzydła, ani teoria o wykonaniu beczki, czyli przewrócenia się maszyny na plecy. – Była zaś mowa o tym, że stała się straszna rzecz, ale gdyby samolot leciał trochę dalej, to mógłby zniszczyć fabrykę – oświadcza minister w rozmowie z "GP".
– Donald Tusk nawet nie raczył poinformować nikogo o rozmowie z Władimirem Putinem i Siergiejem Szojgu, w której obaj ci przedstawiciele władz Federacji Rosyjskiej, ale również specjalnej komisji powołanej przez ówczesnego prezydenta Miedwiediewa, mając już wiedzę z czarnych skrzynek, przedstawili przebieg katastrofy. Bardzo szczegółowo opisywali, jak do niej doszło – dodaje szef MON.
Tajemnicze porozumienie
W spotkaniu z rosyjskimi urzędnikami uczestniczyli również ówczesny wicepremier Waldemar Pawlak i minister sprawiedliwości Krzysztof Kwiatkowski, który według relacji Macierewicza, rozmawiał ze śledczymi w Smoleńsku.
– W nocy z 10 na 11 kwietnia prokuratorzy polscy i rosyjscy podpisali porozumienie, które też było przez długi czas ukrywane. Pozostawało tajemnicą, bo w tym porozumieniu strona rosyjska zgodziła się na pełną swobodę działania polskich prokuratorów na terenie tragedii, z udziałem we wszystkich czynnościach śledczych włącznie - w sekcjach zwłok, zabezpieczeniu terenu, analizie tego terenu. Tymczasem prokuratorzy nic z tego nie wykonali – mówi szef MON.
dmc/Gazeta Polska