Do późnych godzin nocnych ważyły się losy prezydenckiego podpisu pod ustawą o przekazaniu blisko dwóch miliardów złotych na media publiczne. Wielu komentatorów spodziewało się weta, tymczasem prezydent Andrzej Duda ustawę podpisał. Zaskoczenie?
Paweł Lisicki: Co do tego, że prezydent podpisze ustawę nie było większych wątpliwości. Wyobraźmy sobie, że Andrzej Duda zawetowałby tę ustawę. W sensie politycznym to byłoby odtrącenie od siebie najbardziej zdecydowanego i najbardziej przywiązanego elektoratu, dla którego Telewizja Publiczna pełniła pozytywną rolę. W dodatku brak podpisu w kampanii wyborczej wprowadzałby daleko idący chaos. Z tego, co wiadomo brak tych pieniędzy mógłby spowodować, że część Telewizji Publicznej musiałaby przestać działać. Mówię tu o niektórych programach, które zostały zamówione, o zleceniach itd., więc samo to, że prezydent podpisał ustawę nie było zaskoczeniem. Co więcej, biorąc pod uwagę finanse mediów publicznych była to konieczność, nie było pola manewru. Najciekawsze jest to, że najwyraźniej prezydent powiązał podpis pod ustawą z wywarciem presji na odwołanie Jacka Kurskiego, co się udało.
No właśnie. Czy prezydent na tym zyskuje? Co chciał osiągnąć?
To bardzo trudne pytanie. Spróbujmy przeanalizować to czysto politycznie. Jacek Kurski był symbolem wszystkich zmian, które zaszły w Telewizji Polskiej. Jeśli chodzi o elektorat PiS-u, to miał w nim silne poparcie. Ci, którzy wspierają PiS uważali, że pod rządami Jacka Kurskiego Telewizja zmieniła się na lepsze i działa tak jak powinna. Jednocześnie prezes TVP był osobą znienawidzoną przez zwolenników opozycji. Zmiana prezesa na dwa miesiące przed wyborami jest działaniem bardzo ryzykownym. Po stronie tego co prezydent może zyskać, jest możliwość przekonania do siebie wyborców tzw. środka. Ludzi, którzy niekoniecznie chcą głosować na PiS, ale mogliby w wyborach prezydenckich przerzucić swoje głosy na Andrzeja Dudę. To jest motyw racjonalny tej decyzji, jednak on mnie nie przekonuje.
Dlaczego?
Badania nie pokazują, by była w Polsce jakaś wielka grupa osób wahających się. W tych wyborach ważniejsze będzie raczej zmobilizowania swoich wyborców. Czyli przekonania własnych zwolenników, by do wyborów jak najliczniej poszli. W tym sensie dymisja Jacka Kurskiego nie mobilizuje, ale przeciwnie, działa demobilizująco na zwolenników PiS.
Mógł być jednak inny cel odwołania prezesa TVP.
Jeśli były jakieś strategiczne cele uzasadniające taką decyzję, to należało ją podjąć wcześniej. Bardzo trudno sobie wyobrazić, że przy silnej osobowości, jaką jest Jacek Kurski, który ustawił Telewizję według własnego projektu, teraz w dwa miesiące nowe władze wprowadziły tu znaczące zmiany i by ktoś mógł nad tym politycznie zapanować.
Jeszcze ostatnia kwestia – wsparcie dla mediów publicznych było przekazywane co roku. Teraz jednak opozycja narzuciła swoją narrację o dwóch miliardach, które zamiast na onkologię będą przeznaczone na media publiczne. Podczas piątkowej konferencji prezydenta pojawił się też premier Mateusz Morawiecki, który mówił o zwiększeniu wydatków na ochronę zdrowia. Czy przykrył tym narrację opozycji?
Retoryka opozycji trafia tylko do bańki medialnej zwolenników opozycji, do największych radykałów. Człowiek kierujący się zdrowym rozsądkiem bardzo łatwo dostrzeże ten element hipokryzji związany z żądaniem nagłego przesunięcia pieniędzy z mediów publicznych na walkę z rakiem. Myślę, że najskuteczniej narrację opozycji przykrywa epidemia koronawirusa. Szczerze mówiąc sama ustawa o przekazaniu środków na TVP powinna być podpisana jak najszybciej. Im wcześniej zostałaby podpisana, tym mniej dawałoby to argumentów opozycji.
Czytaj też:
Semka: Takie show w środku kampanii jest niemądre
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.