Z jednej strony sytuacja jest poważna – epidemia koronawirusa szaleje, są przypadki śmiertelne. Z drugiej strony Kościół we Włoszech jeszcze przed zamknięciem całego kraju zamknął świątynie, nie ma mszy świętych. Czy to adekwatna reakcja, czy przesadna panika?
Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski: Myślę, że Kościół uległ tu niestety naciskom zewnętrznym. Do zamknięcia świątyń doszło w sytuacji, gdy czynne jeszcze były markety, puby, lokale rozrywkowe. Tak, jakby to w kościołach zaraza szerzyła się najbardziej. To oczywiście nieprawda. Rozumiem oczywiście środki ostrożności. Bardzo ważny był list ministra Łukasza Szumowskiego odczytany w kościołach. Ale wszystkie inne środki to takie efekciarstwo, uleganie panice. W sytuacji zagrożenia to właśnie świątynie powinny być miejscem pociechy, szukania nadziei, nawet dla ludzi niewierzących. A hierarchowie mówią „zamknąć”. Stało się bardzo źle. I jest to dokładne przeciwieństwo tego, co czynił św. Jan Paweł II, który już na początku pontyfikatu mówił „otwórzcie drzwi Chrystusowi” oraz „Nie lękajcie się”. I z przykrością muszę powiedzieć, że negatywną rolę odegrał tu obecny Ojciec Święty, papież Franciszek. Myślę, że takie coś jak zamykanie kościołów przed wiernymi nie byłoby możliwe za pontyfikatów św. Piusa X, Benedykta XV, Piusa XI, Piusa XII, św. Jana Pawła II czy Benedykta XVI.
No tak, ale hierarchowie piszą też o alternatywnych formach uczestnictwa we mszy świętej, rozważeniu udzielania komunii świętej na rękę, jako bardziej higienicznej?
Ale to też jest nieprawda – bo zarazki najbardziej przenoszą się właśnie na dłoniach. Zdecydowanie bardziej higieniczne jest udzielenie komunii świętej przez kapłana do ust wiernych. Z kolei do komunii duchowej, do której także wzywają hierarchowie, wierni nie są przyzwyczajeni. Nie ma odpowiedniego przygotowania duchowego. Osobiście obawiam się, że już doszło do bardzo niebezpiecznej sytuacji.
Czyli?
Wierni mogą masowo zacząć odchodzić od Kościoła. Skoro w sytuacji zagrożenia, gdy w sposób naturalny zwracamy się ku Panu Bogu, wierni nie mogą liczyć na mszę świętą, sakramenty, to wówczas mogą zapytać – po co nam taki Kościół? Ja mam tu osobistą refleksję. Mój pradziadek był duchownym grekokatolickim. Miał żonę, dzieci. Gdy weszły rosyjskie wojska, w ślad za nimi przyszła epidemia cholery. I dziadek, pomimo, że był już starszy, że miał rodzinę, poszedł do chorych z kapłańską posługą. Zaraził się i zmarł. Ale na tym zasadza się sens kapłaństwa. Służeniu do końca. Nie może być tak, że księża zostawiają wiernych. A to, co się dzieje w tym momencie, zamykanie świątyń, tak niestety wygląda.
No dobrze, jednak środki ostrożności muszą być wdrażane?
Oczywiście, że tak. Dlatego powinien być odczytany list ministra Szumowskiego. Duchowni powinni wzywać wiernych do przestrzegania zaleceń, dbania o higienę. Jak ktoś jest chory, może zostać w domu, do chorych powinni za to udać się z posługą kapłani. Należy śpiewać w świątyniach suplikacje, nie zaniedbać modlitwy. Ale uleganie panice i ucieczka, to droga donikąd. Szczególnie, gdy można będzie bez problemu pójść do marketu, pubu, na imprezę towarzyską, a nie można będzie uczestniczyć we mszy świętej. To nie przystoi kapłanom Chrystusa.
Czytaj też:
Panika we Włoszech. Ludzie szturmują sklepy
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.