Chodzi o tekst pt. "Żołnierz PiS", który ukazał się na łamach "Gazety Wyborczej". Autorzy publikacji Wojciech Czuchnowski i Justyna Dobrosz-Oracz postanowili w nim ujawnić rzekome "plamy na życiorysie" Kamila Zaradkiewicza - sędziego, który tymczasowo zastąpił prof. Małgorzatę Gersdorf na stanowisku I Prezesa Sądu Najwyższego. W tekście autorzy bez zgody Zaradkiewicz ujawnili jego homoseksualną orientację. Pojawił się m. in. wątek jego domniemanej nocnej awantury z partnerem, po której sędzia miał udać się w piżamie pod siedzibę Trybunału Konstytucyjnego.
Publikacja "GW" wywołała burzę w sieci i falę krytyki. Autorom tekstu zarzucono, że ujawnili oni orientację seksualną Kamila Zaradkiewicz bez jego zgody. Pojawiły się też sugestie, że dziennikarzom chodziło o wywołanie w ten sposób sensacji wokół sędziego.
Czuchnowski w odpowiedzi na krytykę stwierdził, że tekst został pokazany do oceny dwóm działaczom Kampanii Przeciw Homofobii, którzy "nie dostrzegli żadnego »outowania«". – To jest tekst o degeneracie moralnym, którego ta władza używa do najważniejszych poruczeń, czyli rozwalenia sądownictwa w Polsce. To także tekst o mobberze, który jako drapieżca seksualny dręczył podwładnych. Ten człowiek jest dzisiaj I Prezesem Sądu Najwyższego – powiedział portalowi WirtualneMedia.pl dziennikarz "GW".
Czuchnowski skłamał?
Na słowa Czuchnowskiego zareagowali aktywiści KPH, którzy zaprzeczyli, jakoby dziennikarz pokazywał komukolwiek z nich artykuł o Zaradkiewiczu.
"Informujemy, że nikt z obecnego zespołu pracowniczego stowarzyszenia nie czytał tekstu przed jego publikacją. Pojawiające się w oświadczeniu stwierdzenie »Jestem wyjątkowo wyczulony na takie kwestie, dlatego przed publikacją i wysłaniem go do redakcji dałem go przeczytać dwóm osobom z kręgu Kampanii Przeciw Homofobii« odbieramy jako próbę wsparcia się autorytetem naszej organizacji w celu odparcia fali krytyki, która spotkała dziennikarza w związku z outingiem Zaradkiewicza" – wskazuje KPH.
Jak podkreśla organizacja, decyzja o ujawnieniu swojej orientacji powinna należeć do samego zainteresowanego, czyli sędziego Zaradkiewicza.
"Do ujawniania czyjejś orientacji seksualnej lub tożsamości płciowej bez wiedzy i zgody osoby zainteresowanej odnosimy się krytycznie. Równocześnie uważamy, że nadawanie sensacyjnego charakteru określeniu »partner« w odniesieniu do mężczyzny, wskazuje na konieczność intensyfikacji działań związanych z edukacją nt. osób LGBT" – czytamy w komunikacie KPH.
facebookCzytaj też:
Niemiecki dziennik pisze o Kidawie-Błońskiej. "Katastrofa"
Czytaj też:
Opozycja w nerwach. "Boimy się trików Kaczyńskiego"