Jastrzębowski: Niestety, nie jestem gejem

Jastrzębowski: Niestety, nie jestem gejem

Dodano: 
Sławomir Jastrzębowski
Sławomir Jastrzębowski Źródło: PAP / Marcin Obara
Sławomir Jastrzębowski | Dziś udowodnię Państwu, że żyjemy w niemądrym świecie. Powiedzmy, że udowodnię to na przykładzie orientacji seksualnej. Otóż ostatnio pewna ważna polska gazeta napisała, że PARTNER pewnego ważnego PANA powiedział... Nieważne jaka gazeta, nieważne jakiego pana i nieważne co powiedział. Otóż gazeta, której ani nie bronię, ani nie atakuję, bo mi się nie chce, została za stwierdzenie, że pan ma partnera, poddana surowej krytyce, że w ten sposób ujawniono orientację seksualną człowieka.

Zasygnalizuję tylko pewną logiczną pułapkę, w którą powpadali obrońcy chyba sekretu tegoż pana: otóż twierdząc, że ktoś coś ujawnił upewniają wszystkich, że stwierdzenie jest prawdziwe, a więc poniekąd biorą udział w procederze ujawniania poprzez utwierdzanie. Niestety, taka obrona niedźwiedzią zalatuje przysługą. Ale to tylko dygresja. Ważniejsze jest dalej.

Jaka jest różnica między ujawnianiem a informowaniem? Ujawnia się rzeczy tajne, na przykład wstydliwe albo niekorzystne a o innych się informuje i tyle. Nie można na przykład ujawnić, że facet jest łysy, jeśli jest łysy i z łysiną paraduje świecąc nią w oczy. Gdybyż jednak dany koleś uznał, że cudowna, męska, gładka łysina jest jednak wstydliwa i on pokazywałby się wyłącznie w perukach przyklejonych do czaszki na butapren wówczas jakiś wielbiący prawdę, a okropny z charakteru na przykład dziennikarz mógłby ujawnić, powtarzam „ujawnić" prawdę o łysinie. Do procederu „ujawnienia" łysiny (który to proceder może być napiętnowany, ale nie musi) niezbędne jest jednak traktowanie łysiny przez posiadacza łysiny, jako czegoś wstydliwego i gorszego. Powtarzam: jako czegoś wstydliwego i gorszego.

Drugim, ale już nie niezbędnym warunkiem do „ujawniania" jest stosunek otoczenia, czy opinii publicznej do łysiny. Opinia publiczna kocha łysych facetów, bo są zabójczo przystojni, ale zawsze znajdzie się jakiś zdegenerowany margines, który będzie się z łysych wyśmiewać. A teraz na miejsce łysiny podstawmy orientację seksualną. Jeżeli na przykład dla kogoś nie jest powodem wstydu, że jest heteroseksualny, to nikt nie będzie ujawnił, że ten ktoś jest heteroseksualny, gdyż ten ktoś jest heteroseksualny i lubi taki być. I nie trzeba go bronić przed ujawnianiem. Jeżeli na przykład dla kogoś nie jest powodem wstydu, że jest homoseksualny, to nikt nie będzie ujawnił, że ten ktoś jest homoseksualny, gdyż ten ktoś jest homoseksualny i lubi taki być. I nie trzeba go bronić przed ujawnianiem. Jest w Polsce wiele homoseksualnych osób niosących swoją orientację na sztandarach i wiedzą, że nie jest to wstydliwe, a jak ktoś się z tego śmieje, to ten ktoś może mieć problem. Moje pytanie jest więc proste: czy można się wstydzić czegoś, co samemu uznaje się za niewstydliwe? W dzisiejszym świecie można, jeśli się to opłaca, bo ten niby wstyd może być pałką przeciwko komuś. Postulat jest więc prosty i oczywisty: orientacja seksualna nie może być elementem ujawniania, skoro nie jest wstydliwa.

Na koniec wytłumaczenie tytułu. Janusz Głowacki w jednej z książek opisuje swoją autentyczną przygodę w Nowym Jorku. Miał dość wrednego wydawcę, który traktował go bardzo źle. Pewnego razu Głowacki poszedł na głośne przyjęcie w białym garniturze, z którego potem ukazały się zdjęcia w jednym z kolorowych amerykańskich magazynów. Głowacki był na tych zdjęciach w białych butach i białym garniturze, które wydawca zinterpretował mylnie jako znak przynależności do mniejszości seksualnej i stosunek do Głowackiego w związku z tym faktem zmieniał natychmiast i to na niezwykle serdeczny. Kończę ten tekst nie będąc gejem, czego się nie wstydzę, ale kto wie, jakie czasy nadchodzą.

Autor jest publicystą, ekspertem ds. wizerunku. W latach 2007-2018 był redaktorem naczelnym dziennika "Super Express". Obecnie jest prezesem agencji R4S.

Źródło: DoRzeczy.pl
Czytaj także