Mieliśmy zaprzysiężenie Andrzeja Dudy na drugą kadencję prezydencką. Powinno być to święto demokracji, tymczasem spora część opozycji nie przychodzi, bojkotuje wybory?
Prof. Antoni Dudek: Obawiałem się, że będzie dużo gorzej, a ten bojkot będzie dużo ostrzejszy. I szczerze mówiąc takie zagrożenie byłoby, gdyby różnica między Andrzejem Dudą, a Rafałem Trzaskowskim była mniejsza, na przykład wyniosła 100 tysięcy głosów. To, przy 170 tysiącach głosów nieważnych, doprowadziłoby do eskalacji konfliktu.
A konkretnie?
Opozycja wówczas podważałaby wynik wyborów. Byłby ostry spór o to, czy Andrzej Duda faktycznie te wybory wygrał.
Ale przecież i tak opozycja to robi?
Nie. Nie mówi, że Andrzej Duda nie wygrał wyborów, ale mówi, że wygrał je w sposób nieuczciwy. I bojkotuje zaprzysiężenie twierdząc, że wybory nie były równe itd. Żeby było jasne – ja uważam, że te wybory nie były równe, bo zaangażowanie państwa po stronie urzędującego prezydenta było oczywiste. Jednocześnie jednak nie można kwestionować samego wyboru. A to, że opozycja zbojkotowała zaprzysiężenie dobre nie jest. Aczkolwiek ma tu też pewien cel.
Jaki?
Z bycia radykalnym antypisem część opozycji – dokładnie ta spod znaku Platformy Obywatelskiej – uczyniła sobie swój sposób na życie. I co więcej – widać, że to jest skuteczne. Proszę zwrócić uwagę, że wyborcy w wyborach prezydenckich odrzucili jednak inne formy opozycyjności. Zarówno tę bardziej konserwatywno-narodową reprezentowaną przez Bosaka, jak i tę lewicową Roberta Biedronia, umiarkowaną centrową Władysława Kosiniaka-Kamysza, jak i tą apartyjną Szymona Hołowni. Do drugiej tury wszedł i nieznacznie w niej przegrał Rafał Trzaskowski. Wyborcy wyraźnie pokazali, że chcą podziału na Platformę Obywatelską i Prawo i Sprawiedliwość. Obydwie formacje to widzą, jednocześnie podział ten wykorzystują, bo po prostu przynosi on im wymierne zyski.
W jakim sensie?
W takim, że Platforma uznała, że na totalnej opozycyjności będzie zyskiwać, to co stało się podczas zaprzysiężenia jest kolejną tego odsłoną. Można oczywiście ubolewać, że tak jest, ale taki stan obu stronom odpowiada. Mobilizują elektoraty. Ale też PiS zyskuje, bo zamiast tłumaczyć o co chodzi z drugą falą pandemii, może mówić „zobaczcie, jaka ta opozycja jest zła”. Zyskuje PO, bo nie musi w ogóle odpowiadać na trudne pytania. Na przykład o to „a co wy byście zrobili, gdybyście byli u władzy?”. Zamiast tego może mówić o złym PiS-ie i nieuczciwie wygranych przez Andrzeja Dudę wyborach.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Do Rzeczy.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.