Posłowie przegłosowali ustawę dot. wzrostu wynagrodzeń dla parlamentarzystów i samorządowców. Za tymi rozwiązaniami głosowało 386 posłów, przeciw było 33, zaś 15 wstrzymało się. Ustawę poparła nie tylko Zjednoczona Prawica, ale również większość opozycji.
Donald Tusk skrytykował wówczas opozycję. "Opozycja, która złej władzy podwyższa wynagrodzenie, i to w czasie kryzysu, nie ma racji bytu. Po prostu. Ogarnijcie się, proszę" – napisał były premier.
"Sam zarobił miliony w Brukseli, a nas śmie pouczać. My mamy biedować. Broniliśmy go, gdy prawica wyciągała mu ile będzie zarabiał jako szef Rady Europejskiej, broniliśmy też jego innych decyzji, ale już dosyć" – mówi poseł KO w rozmowie z tygodnikiem. Polityk dodaje, że niskie pensje są winą Tuska, który na lata zamroził wynagrodzenia w budżetówce.
Rozmówca portalu wprost.pl stwierdza, że Tusk czuje, że traci wpływ nie tylko na sytuację w Polsce, ale również i w Europie. Podobno byly premier musi całe dni czekać, aż Angela Merkel raczy do niego oddzwonić.
"Tusk tak samo jak i Roman Giertych, który też nas zaatakował za podwyżki, zamierza wspierać polityczny projekt Szymona Hołowni, dlatego postawił na osłabienia albo wręcz rozbicie Platformy" – mówi informator, wskazując, że Tusk mógł po prostu zadzwonić do Budki
Czytaj też:
"Takie naciski były". Poseł PO wygadał się ws. głosowaniaCzytaj też:
"Tragiczny błąd", "cnoty nie odzyskanie". Giertych krytykuje opozycję