„Good night white pride” – nabazgrano czerwoną farbą na bilbordzie reklamującym sklep „Red is Bad” i zdewastowano szyld reklamowy sklepu, przy ulicy Jagiellońskiej w Warszawie. Napis-hasło często głoszone przez ultralewicową Antifę może wskazywać, że dewastacja była dziełem lewackiej bojówki. Zwłaszcza, że kilkaset metrów dalej, na murze jednego z wiaduktów, pojawił się napis „Antifa” zrobiony czerwoną farbą w tym samym odcieniu i wykonany podobnym charakterem pisma. Teraz sprawdzi to policja.
– To już kolejny atak na nasz sklep. Straty wyceniamy na około 1,5 tysiąca złotych. Zawiadomiliśmy policję, mam nadzieję, że zostaną wykonane czynności, które doprowadzą do ustalenia napastników – mówi nam Paweł Szopa, właściciel firmy „Red is Bad”.
W ubiegłym tygodniu, nieznani na razie, hakerzy zaatakowali serwery firmy „Red is Bad”, uszkodzony został system księgowy. Po kilkunastu godzinach udało się go przywrócić. Wcześniej, pod koniec września, w nocy przed otwarciem nowego sklepu „Red is Bad” przy ulicy Chmielnej w Warszawie, nieznani sprawcy zniszczyli witrynę sklepową, na szybach wymalowali antykapitalistyczne hasła i logo prokremlowskiej partii Zmiana.
– Są tacy, których boli dynamiczny rozwój Red is Bad, to co robimy mocno wpływa zwłaszcza na młode pokolenie Polaków, tysiące młodych ludzi na co dzień pokazuje dumę z polskości i silną tożsamość nosząc naszą odzież – komentuje Paweł Szopa, właściciel marki „Red is Bad”.
O firmie, która swoją aktywność zapoczątkowała trzy lata temu sprzedażą internetową stało się głośno przed rokiem, gdy prezydent Andrzej Duda podczas podróży do Chin, w samolocie założył sportowe polo tej firmy z nadrukowaną polska flagą. Środowiska lewicowe bliskie „Gazecie Wyborczej” podniosły krzyk, że paradowanie z emblematem „Red is bad” może… obrażać Chińczyków.