Pod koniec października ambasador Polski w Izraelu Marek Magierowski wydał oświadczenie ws. postawy dwójki pracowników Instytutu Polskiego, którzy wzięli udział w proteście proaborcyjnym w Tel Awiwie.
Manifestację zorganizowano w środę 28 października przed siedzibą ambasady RP w Tel Awiwie. Przebiegała ona spokojnie, w pokojowej atmosferze. W tym samym czasie protesty odbywały się w Polsce. W Warszawie przeciwnicy orzeczenia TK ws. aborcji eugenicznej protestowali przed budynkami m. in. Telewizji Polskiej oraz parlamentu.
Instytut Polski to jednostka dyplomatyczna, podlegająca MSZ. Tymczasem dwójka pracowników Instytutu przyłączyła się do protestu przed ambasadą RP w Tel Awiwie. Mieli oni ze sobą tabliczki o treści "Żydzi też jebią PiS". Magierowski wydał w tej sprawie oświadczenie, w którym stwierdził, że choć pracownicy dyplomatyczni mają różne opinie, jednak do tej pory udawało się trzymać światopogląd z daleka od obowiązków. Teraz, jak wskazał ambasador, doszło do złamania niepisanej umowy.
Ambasador poinformował, że pracownikom Instytutu Polskiego zaproponował "honorowe wyjście", czyli rozwiązanie umowy o pracę.
Tymczasem na Twitterze pojawił się wpis, w którym znalazła się informacja, że jedna ze zwolnionych pracownic zbiera na platformie crowdfundingowej środki na pomoc prawną. Autorka wpisu twierdzi, że kobieta została wyrzucona z pracy za udział w protestach.
Te informacje zdementował na Twitterze wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński.
"Prostuję: ta pani nie została zwolniona za udział w protestach, tylko za zachowanie niegodne pracownika polskiej instytucji dyplomatycznej. Nie chcemy w naszej dyplomacji ludzi, którzy nie potrafią zachować podstawowych norm kultury. W załączeniu materiał zdjęciowy" – napisał wiceminister.
twitterCzytaj też:
Hołownia rejestruje swoją partię. Nazwisko w nazwieCzytaj też:
Trzaskowski o "krytycznej sytuacji" w Warszawie: Nie ma respiratorów przy łóżkach covidowych